Czy wiesz, że…

Ach! Wiosna! Białe płatki, różowe płatki…Kwiecień – raz ciepły jak w lecie, to znowu chluśnie deszczem, aż za kołnierz naleje się nieco wody z parasolki. Jesień, zima…Cudnie jest, no cudnie!

A zając był? Przyniósł mazurki i baby? A czekoladowe jajka? Czy zgodnie z angielską tradycją pochowane były one pod krzakiem dla maluchów?

Jakoś Megi polubiła te zawody, chociaż już dawno maluchem nie była.

– Blondasie?

– Tak?

– Kilogram wystarczy?

– Kilogram czego?

– No jajek czekoladowych!

Blodas jęknął na myśl, że tyle jajek i tyle szukania. No i ktoś chować będzie je musiał.

Akurat bez pudła wiedział, że to on będzie za ową zabawę odpowiedzialny, jako najlepszy tata i wujek na świecie.

Tego roku Wielkanoc została szaleńczo podzielona. W sobotę i połowę Niedzieli Meg urządziła wieloraką ucztę, ale i święcenie u siebie. Grono wystrojonych osób ruszyło łumnie z koszykami. Po święceniu owy tłum został poproszony na herbatę oraz mały obiad. Po tejże strawie każdy bez wyjątku ruszył do pracy. Maluchy zajęły się tworzeniem bukiecików na stół i innych ozdób. Panie – wiek różnorodny – zajęły się sałatkami, jajkami, żurkiem, pieczeniami, wypiekami. Nastolatki, myśląc, że zaszyją się cichaczem przy komputerze – zostały oddelegowane na ostatnie zakupy wraz z męską częścią towarzystwa.

– Blondasie, zając! – szepnęła Megi. Niestety nie zrobiła tego na tyle taktownie, bo już podbiegło do niej co najmniej dwoje małych szkrabów z pytaniem – A CO? BYŁ?

Blondas zaśmiał się głośno i pokiwał głową. Nieodmiennie dziwiła go fasynacja zającem w rodzinie Meg. Megi sama zresztą podtrzymywała tę tradycję. I tak zając jawił się dzieciom jako jegomość raz biały, raz brązowy, co to wpada do domu, zostawia co trzeba i…

– Nie ma go jeszcze, ale będzie – zapewniła Megi.

Niepocieszone faktem nieobecnego nadal zająca dzieci, odeszły do swoich malunków, a Blondas mrugnąwszy porozumiewawszo do żony, zgarnął porfel z komody.

Po śniadaniu wielkanocnym pełnym chichotów, gwarów i dobrodziejstw, goście udali się do swoich domów, a Megi i Blondas po krótkiej drzemce ruszyli w podróż do dziadków.

– Nie będzie jak zawsze – zasępił się nagle Blondas.

Babcia Wisia bardzo martwiła się stanem dziadka. Już od kilku dni przebywał w szpitalu. A nie tak dawno naprawiał płot i przykręcał śrubki – pomyślała Meg. Życie człowieka jest niezwykłe. Wydaje nam się, że na zawsze mamy zdrowie i siłę, a tymczasem…

Na szczęście do Wisi przyjęchała też spora liczba osób. A ciocia Wandzia zdeklarowała się nawet zostać z nią kolejny tydzień. Zawsze to raźniej z kimś w domu.

– Czy wiesz, że…kiedyś moim największym marzeniem było posiadanie domu? – wyznała nagle Meg w połowie podróży. – Ale dom mam sens tylko, kiedy mieszka w nim więcej osób.

– Masz rację – przyznał Blondas. – Dziwnie jest samemu na wielkiej przestrzeni.

– Głucho i strasznie. Zwłaszcza nocą.

– Ludzie bardzo marzą o wielkich przestrzeniach i faktycznie ma do plusy, ale z drugiej strony dom to skarbonka bez dnia i ciągła troska…

– Tak. Poza tym po cóż tyle tych pokoi?

– Haha…

Mięli dobre nastroje. Wielkanoc jest zawsze magiczna. Niezmiennie od lat przynosi uśmiech, chociaż czasami jak każdego dnia, lepiej lub gorzej coś się wydarza….

Kot i wymowne „Mi…au”

‚Brrr jak zimno” pomyślała Meg, wychodząc spod ciepłej kołdry. No tak, kaloryfery nie grzeją.

Blondasie?! – zawołała, naciągając gruby, różowy szlafrok.

Włączony telewizor i niedopita kawa w salonie wskazywały, że jej oblubieniec nie dalej jak pół godziny temu opuścił w pośpiechu jedno i drugie z niewiadomoch przyczyn. Dzisiaj sobota.

– Miau – usłyszała za sobą niecierpliwy sygnał, że oto nadeszła pora kociego śniadania, którym nikt nie interesuje się należycie poza futrzanym zainteresowanym.

– Oh Jinnie – Meg pochyliła się, żeby pogłaskać czarne stworzenie. – A gdzie Pan?

Kot zmrużył zielone oczy na znak, że nie wie nic o jego zniknięciu, a poza tym dość szybko wyswobodził się z jej powitania, stając przy pustej misteczce.

– Miau, miau – wskazał na talerz pyszczkiem. – Miauuuuuu.

Meg uśmiechnęła się. Brzmiało to dosyć tragicznie. To, że ich kot był aktorem i to całkiem niezłym zauważali absolutnie wszyscy odwiedzający.

– Widziałaś? – Powiedziała kiedyś jej znajoma.

– Co? – Meg w tym momemcie zajmowała się nalewaniem wody do dzbanka z herbatą.

– Mrugnął do mnie – rzekła znajoma. – Mrugnął jednym okiem.

Innym razem w ich mieszkaniu nocował wujek Blondasa, który twierdził, że kot w nocy otworzył drzwi do jego pokoju i łapą dawała znać, żeby ten się obudził i nalał mu wody.

– E wujku? – Blondas był wyraźnie zdziwiony. – Jin nie umie otwierać drzwi. Widocznie pyszczkiem sobie uchylił niedomknięte skrzydło. On nie wskakuje na klamki.

– Ja tam swoje wiem – odburknął wujek Stefan lekko niedospany. – On mi pokazał, że chce się napić wody! Wszedł do zlewu i patrzył na kran.

– No może może – Blondas podrapał się po głowie i wzruszył ramionami.

A znowu teściowa, która doglądała kota, kiedy Meg i Blondas wyjechali na dłużej, stwierdziała, że kiedy raz przyszła podlać kwiaty, Jinnie leżał na ich łóżku i nie oddychał. Z żalu najwidoczniej.

Ciekawe zachowanie kota od pewnego czasu obserwowała również Meg, rozumiejąc, że owo „miau” było inne na każdą okazję i humor.

– Bardzo proszę – odrzekła, wkładając ulubione przysmaki do kociej miseczki.

– Uhm Uhm Mrr Miau – usłyszała w podzięce. Koci pyszczek był już bowiem pełen jedzenia więc nie należało się spodziewać niczego innego.

Jin przybył do nich ze schroniska. Pewnego razu Meg powiedziała do Blondasa, że marzy jej się kot i co on na to, a on tak po prostu powiedział, że „pewnie”. I pojechali.

Schronisko nie należy do miejsc najweselszych. Wokół tyle spojrzeń wołających o pomoc i z błagalnym „weź mnie”. Jin był inny. Siedział spokojnie z zamkniętymi oczami.

– Czy ten kot nie widzi? – Zapytał Blondas pracownika schroniska.

– Aaaa Jin..No więc..On tak ma..Medytuje. Śmiejemy się, bo już nie pierwszy to raz zachowuje się w ten sposób. Ktoś przychodzi, a on zamyka oczy. A oczy ma piękne. Butelkowa zieleń. Nie wiem dlaczego tak ma, ale nie patrzy. Nigdy. O…

W tym momecie Jin otworzył oczy i spojrzał prosto na Megi. Dziwne było to uczucie, bo w tym spojrzeniu nie było ani smutku, ani oczekiwania. Była za to odwaga i spokój.

– No co malutki – szepnęła Meg, podchodząc cicho do klatki.

Jin podniósł się delikatnie, ostentacyjnie kichnął i pierwszy raz – według pracownika schroniska wydobył z siebie…

– Mi…au

– Rozumiem – mruknęła Meg.

Krótkie to powitanie zaowocowało rychłą decyzją zabrania kota do domu, pomimo, że pracownik schroniska ostrzegał, że Jinnie jest kotem nieokreślonym i trudno stwierdzić co i jak.

– Poradzimy sobie – zapewniła Meg, trzymając mocno koszyk z kotem. Ten na wszelki wypadek starał się nie wykonywać gwałtownych ruchów, być może z obawy, że oto nie jest przecież ptakiem, a jednak jest w powietrzu.

Od tamtej pory Jin był najukońszym futrzakiem Meg. Najbardziej dystyngowanym, dyskretnym, taktownym. Miau pojawiało się tylko i wyłącznie w sytuacjach palących, powitalnych oraz jako wtręt. Jin zachowywał się też chwilami jak dobrze wytresowany pies, bo potrafił przynosić w pyszczku różne porzucone przedmioty.

– Meg..ten kot..-zaczął pewnego dnia Blondas. – Nie masz wrażenia, że on traktuje Ciebie inaczej niż mnie? Zobacz: Jin? Kici Kici. Weź go spróbuj zawołać.

Megi zastanowiła się przez chwilę.

– Jinnie? Chodź do mnie!

Po chwili obok jej nogi pojawiła się puszysta, czarna kulka.

– Meeeu? – Kot spojrzał na nią zaskoczony.

– Nic. Kocham Cię. – Meg posłała uśmiech w jego stronę, a on jak gdyby nigdy nic, ułożył się na jej stopie i zamruczał głośno. Ku westchnieniu Blondasa, że oto jego sen się sprawdził. Kot pokochał Meg miłością wielką, jedyną i co gorsza odwzajemnioną. Co to oznacza? Konkurencję?

Lista podstawowych produktów (dla tych, co nie lubią zastanawiać się ciągle podczas zakupów)

-Poradzi sobie – Meg mruga porozumiewawczo do najstarszego brata, który martwi się o swojego syna, zaczynającego w tym roku studia.

-Wiem, wiem, ale mówi, że jak będzie mieszkać sam to będzie trudno w tym wszystkim się połapać.

-Nauczy się. Nauka i mieszkanie samemu nie jest łatwe na początku, a później już z górki.

Ta górka okazała się dla bratanka Meg niemałym wyzwaniem.

-Ciociu? Halo?

-No co tam?

-Ciociu mam do Ciebie prośbę. Halo?

-Słyszę, słyszę.

-A bo coś trzeszczy w słuchawce. No mniejsza z tym. Ciociu nie jem mięsa jak Ty.

(A to niespodzianka!)

-I?

-I idę do sklepu i nie wiem, co ja mam właściwie kupić. Masz może jakąś listę zakupów? Taką wiesz – plus/minus?

-Hm, nie mam – Meg podrapała się po głowie, bo właściwe od jakiegoś czasu taką listę chciała zrobić.

-A dasz znać, co się przydaje? Wiadomo, że się modyfikuje pod siebie, ale taka lista to pewniak, że coś w tym domu jest do jedzenia. Zajęcia mam okropnie późno!

-Wykombinuję coś dla Ciebie!

I tak Megi wykombinowała. Dla tych, którzy mięsa nie jedzą i żyją w pojedynkę, ale lista jest na tyle skuteczna, że połowa jej i Blondasa rodziny korzysta bez oporów, edytując ilości i składniki do woli:

LISTA ZAKUPÓW PODSTAWOWYCH:
KASZA GRYCZANA X1 (TYCH KASZ JEST O WIELE WIĘCEJ DO WYBORU)
KASZA JĘCZMIENNA (W MIESZANCE Z WARZYWAMI SUPER SPRAWA) X1
RYŻ BRĄZOWY X1
CUKIER RYŻ BIAŁY X1
MAKARON BRĄZOWY – RÓŻNE RODZAJE. SĄ RÓWNIEŻ Z GROSZKU I CIECIERZYCY X3 (BIAŁY NIESTETY MOCNO TUCZY)
OLEJ DO SMAŻENIA RZEPAKOWY/SŁONECZNIKOWY (JEDEN NA PEWNO NEUTRALNY)
MASŁO X2
OLIWA
FASOLA BIAŁA X4 PUSZKA (PŁUCZ ZAWSZE PRZED SPOŻYCIEM)
FASOLA CZERWONA X2 PUSZKA
CIECIERZYCA X2
SOCZEWICA X2
GROSZEK X2 PUSZKA
KUKURYDZA X2 PUSZKA
POMIDORKI W ZALEWIE
TUŃCZYK X2 NAJLEPIEJ W WODZIE
PRZYPRAWY: SÓL, PIEPRZ, MAJERANEK, ZIELE, LIŚĆ, CUKIER WANILINOWY, CYNAMON, PROSZEK DO PIECZENIA, PIETRUSZKA, KOPEREK, CZOSNEK GRANULOWANY, PAPRYKA, CEBULA, LUBCZYK X2, KURKUMA
TOFU X4 (CHILI NAJLEPSZE)
HUMMUS X1
WARZYWA MROŻONEX2 – RÓŻNE, RACZEJ MIX
PASATA POMIDOROWA X1 JEDNA DUŻA
JAJKA MIN. 10 (DO NALEŚNIKÓW ZAMIAST BANAN)
OGÓRKI KISZONE X2 SŁOIK (LUB INNE KISZONE)
SELER W SŁOIKU (MOŻNA ZMIENIAĆ CO MIESIĄC)
BURAKI W SŁOIKU (MOŻNA ZMIENIAĆ CO MIESIĄC)
TORTILLA X2 (DOBRZE ZABEZPIECZAĆ, BO SZYBKO SCHNIE)
RYBA (TYPU DORSZ, NAJLEPIEJ NIE W PANIERCE)
SER ŻÓŁTY (NAJLEPIEJ W KOSTCE) X2
SER PLEŚNIOWY X2 (TYPU TUREK)
KEFIR X2 (MAŁY)
JOGURT NATURALNY X4 (MAŁY)
SER BIAŁY X2
SEREK DO KANAPEK X3 (RÓŻNE)
PASTA WARZYWNA X2 (CHOCIAŻ TU POLECAM BLEDNOWAĆ GOTOWANE WARZYWA LUB TE Z PUSZKI Z PRZYPARAWAMI, BO ZJADA SIĘ TO OD RAZU I JEST ZDROWSZE)
ŚWIEŻE OWOCE/WARZYWA – KUPUJEMY NA BIEŻĄCO, ALE WARTO MIEĆ TE SEZONOWE, BO SĄ NAJCZĘŚCIEJ O WIELE TAŃSZE
OLIWKI JEDEN SŁOIK
PŁATKI OWSIANE (CHOCIAŻ DLA TYCH CO NIE LUBIĄ, SĄ RÓWNIEŻ GOWE OWSIANKI X3)
HERBATA – RÓŻNE RODZAJE (POLECAM TEŻ DWIE ZIOŁOWE – MELISA I MIĘTA)
KAWA OPCJONALNIE
MLEKO (ROŚLINNE) OPCJONALNIE I NA PEWNO X2L
ORZECHY (A JESZCZE LEPIEJ MIESZANKA Z ORZECHAMI) X1
BUŁKA TARTA
MĄKA (PSZENNA, ALE PRZYDAJE SIĘ TEŻ ZIEMNIACZANA)
MAJONEZ
KETCHUP
MUSZTARDA STOŁOWA
ŚMIETANKA 30% (DO EWENTUALNYCH SOSÓW)
WIÓRKI KOKOSOWE OPCJONALNE DO OWSIANKI, NALEŚNIKÓW, SAŁATKI OWOCOWEJ, RYŻU Z JABŁKIEM, JOGURTU
MIGDAŁY OPCJONALNIE
MIÓD
BARSZCZ CZERWONY KONCENTRAT OPCJONALNE
ŻUREK KONCENTRAT OPCJONALNIE

Chleb na bieżąco, ale z doświadczenia wiem, że ten mały, żytni też się przydaje/lub suche pieczywo.
NA SZYBKO JAK GOŚCIE PRZYJDĄ LUB ZŁAPIE SIĘ DOŁA:
TABLICZKA CZEKOLADY X2 (I LEPIEJ TRZYMAĆ W LODÓWCE)
GRISSINI LUB INNE PALUSZKI (PAMIĘTAJMY O WSPOMNIANYCH WYŻEJ ORZECHACH, ALE NIE ZA DUŻO)
KISIEL (TAK TEN DO KUBKA) X4
BUDYŃ (TEŻ DO KUBKA) X4
I DO SZUFLADY CIASTKA OPCJONALNIE
ŁAZIENKA/KUCHNIA
PAPIER TOALETOWY X2, MYDŁO, SZAMPON X3, PASTA DO ZĘBÓW, COŚ DO PRANIA (DUŻE PROSZKI NA DŁUŻEJ WYSTARCZAJĄ NIŻ PŁYNY, ALE PŁYNY- TYPU VANISH SIĘ PRZYDAJĄ), SERWETKI (BO GOŚCIE), CHUSTECZKI (BO KATAR), PŁYN DO MYCIA NACZYŃ, GĄBKI, WORKI NA ŚMIECI, KREM – NAJLEPIEJ UNIWERSALNY/LUB BALSAM. I NAPRAWDĘ WARTO MIEĆ COŚ DO PLAM!
NA CHOROBY – NIE SWOJE OBY! WARTO MIEĆ ZAWSZE JESIENIĄ I ZIMĄ SZCZEGÓLNIE:
COŚ NA BÓL GŁOWY, GARDŁA, SYROP (PANIE W APTECE DORADZĄ PROSTY I ZIOŁOWY), WAPNO (NA ALERGIE), TERMOMETR, PLASTRY NA DROBNE RANY. I TA MIĘTA, CO WYŻEJ NA BRZUCH WŁAŚNIE (MIĘTY NIE PIJMY ZA DUŻO).
Z RZECZY, KTÓRE SĄ NIEFAJNE, ALE TRZEBA, BO BAKTERIE W TOALECIE – DOMESTOS CZARNY – i uwaga (!!!) WYSTARCZY NA DŁUŻEJ.
A CO DO WODY W BUTELKACH – JEŚLI RAZ, A PORZĄDNIE ZAINWESTUJESZ W DZBANEK Z FILTREM WYMIENNYM, KUPIĆ RAZ W MIESIĄCU TRZEBA BĘDZIE JEDYNIE FILTR – lepiej dla środowiska i dla portfela 😉

ŚWIECZKA I ZAPAŁKI – TAK 😉

Listę Meg stworzyła z myślą o miesiącu po którym widać gdy minie, co schodzi, co nie i jak mawia jej bratanek „Jak lodówka mała, a sklep blisko nie trzeba kupować wszystkiego na już!”. Ale warto mieć swoje podstawy, bo nie trzeba sobie nimi w kółko zawracać myśli. A poza tym jest co jeść! I kontrola wydatków jest nieco lepsza ma się wrażenie, bo jednak widać wyraźnie, czego potrzebujemy, aby funkcjonować bez problemu.

Podziel się swoją listą niewymienionych tu produktów 🙂 Pewnie kogoś zdziwi, że nie ma dżemu – bo dżem się robi naturalnie z uklepanych owoców 😉 Kiedy za twarde warto wrzucić je na chwilę do gotującej wody. Tylko nie dużo tej wody!

Jedz pysznie i zdrowo!

LISTA ZAKUPÓW PUSTA PDF

LISTA ZAKUPÓW PEŁNA

Macierzyństwo

Megi usłyszała kiedyś takie oto zdanie „Życie kobiety składa się z trzech etapów – dziecka/młodej dziewczyny…Mężatki…Wdowy”. To by wskazywało, że życie dorosłej kobiety to właściwie dwie części, które mają być misją bycia w związku i nic więcej.

Pamięta jak bardzo to zdanie nią poruszyło. Jak bardzo też nie zgadza się, kiedy ktoś mówi, że kobiety charakterne, które są długo same, z całą pewnością nie stworzą prawdziwego związku.

Zadajmy zatem otwarte pytanie – czy aby na pewno kobieta MUSI być w związku od razu? Czy w ogóle musi? Czy nakładanie na kobiety presji bycia nawet z kimkolwiek, szczególnie jak już jest starsza, jest SŁUSZNE? Czy małe dziewczynki, aby na pewno mają myśleć kategoriami szczęścia tylko i wyłącznie u boku ukochanej osoby? Tylko i wyłącznie pełnienia roli mamy? A może one…nie chcą?

Megi wzruszył też pewien artykuł o młodych kobietach, które mówiły w nim wprost NIE CHCIAŁAM BYĆ MAMĄ, ale presja społeczna była za duża i cierpiałam nie tylko ja, ale i przez lata moje dziecko, o mężu nie wspomnę. Oczywiście morał z tego taki, że dziecko i tak było kochane, ale czy macierzyństwo nie powinno być świadome w XXI wieku bardziej niż pokolenia wcześniej?

Badacze biją na alarm, że dzieci przybywa nadal ZA MAŁO, a z drugiej strony mamy nurt wzrastającej świadomości społecznej i pielęgnowanie stanowczego NIE, jeżeli wybór jest niespójny z tym, co tak naprawdę czujemy i chcemy.

Jest to trudny do rozstrzygnięcia temat – na ile i czy ktokolwiek ma prawo ingerować w życie innych niezależnie od płci?

Po prawdzie Megi nie zna osobiście żadnej kobiety w swoim kręgu, która chce być sama do końca życia, tylko raczej spotyka się z postawą – jak będzie to super. Jeżeli chodzi o macierzyństwo jest podobnie, chociaż bez wątpienia aspekt finansowy ma ogromne znaczenie. Młode kobiety również chcą mieć ŻYCIE PO ŻYCIU, nadal pracować i rozwijać się jako jednostka, a nie tylko mama… I tu świetnie, że więcej i więcej mężczyzn o tym wie i rozumie, że dziecko to człowiek o którego dbamy WSPÓLNIE i nie ma w tym nic dziwnego. Nie zmienia to jednak faktu, że kobieta z dzieckiem przez 9 miesięcy jest połączona jednym ciałem. Że później wiele kobiet to ciało również współdzieli z maluchem, karmiąc piersią. Mówi się też, że ten okres, kiedy niemowlak się tworzy, bardzo wpływa na emocje obu stron i siłą rzeczy wyrasta niezwykła nić porozumienia i bliskości. Ale Megi również zdaje sobie sprawę, że macierzyństwo obrastało przez lata w mity, jakoby kobieta od razu wie co robić, że rozpoznaje o co dziecku chodzi, że odgórnie lubi się nim zajmować i jest w tym niezastąpiona.

Pewna znajoma lekarka powiedziała do niej również – „Proszę pamiętać o sobie, bo dziecko nie będzie z panią połączone całe życie. Będzie wyrastać na samodzielną postać. Weryfikować przekazywaną przez rodziców prawdę. Czuć na własny sposób i podejmować własne decyzje. Proszę pamiętać, że dziecko ma prawo być na tym świecie jak Pani czy ja. My też byłyśmy kiedyś małe i w którymś momencie mądry rodzic pomimo strachu i tęsknoty powie do dziecka – idź..idź w świat”.

Megi wyszła taka blada z tego gabinetu, że nawet Blondas się przestraszył.

Czyli po to ma się dzieci – pomyślała…- żeby je wychować fajnie i powiedzieć kiedyś „idź”…a nie „mam dziecko po to, żeby ktoś na starość podał mi szklankę wody”. I chyba ta świadomość o odpowiedzialności mentalnej blokuje teraz najbardziej kobiety.

Kobieta niezależna wcale nie buja w obłokach i nie czeka na księcia, ale wie i czuje, że życie nigdy nie było i nie jest najłatwiejsze i może przed tym się broni? Przed cierpieniem? Swoim? Dziecka? Partnera?

Jakby Megi mogła to by wszystkie takie kobiety niezależne, zlęknione przytuliła i powiedziała „Kochana – radzisz sobie z codziennością sama, a jak przepracujesz swoje lęki to przestaniesz się skupiać na strachu, a na tym czego chcesz z serca. Jeśli dziecka, męża – to patrząc na twoją odwagę, jestem pewna, że się uda. A jeśli wolisz pozostawić to tak jak jest – też będzie dobrze! Pamiętaj o sobie! I, żeby pytać na różnych etapach siebie samej czego chcesz. Bo tych etapów masz nieskończenie wiele, a nie tylko 3, a to, co cieszyło kilka lat temu i było priorytetem wtedy, nie musi być teraz! Masz prawo być szczęśliwa, nie dlatego, że jesteś kobietą, tylko dlatego, że jesteś człowiekiem. Przede wszystkim JESTEŚ swoim CZŁOWIEKIEM!”.

Kuchenno-jesienne gotowanki by Meg

-Blondasie co ty najbardziej lubisz jesienną porą jeść i pić?

Blondas zamyślił się.

-Hm. Twoją herbatę.

-Którą?

-Wymiksowaną.

-Ah. – Megi wolała się upewnić, bo herbaty piła dużo i różnej.

-A z jedzenia to mix plate i leczo…

-No tak. – To akurat było często.

Zatem dzisiaj przepis na wszystko. I oby komuś się przydał! Modyfikować trzeba do woli i w zależności od humoru. Natomiast herbata przez Meg była testowana wielokrotnie i ta, o której poniżej okazuje się dla niej i Blondasa najpyszniejsza.

HERBATA BY MEG

  1. Ulubiony kubek. Jej akurat ma 500 ml i jest w kwiaty przez cały rok. Herbaty wystarcza na długo i kubek służy nie tylko na herbatę, ale i kawę czy zupę.
  2. Do kubka wrzucamy torebkę herbaty MALINOWEJ i parzymy przynajmniej 5 minut. Niech dobrze herbata odda aromat. Jak ktoś ma pyszną, prawdziwą malinową i sypaną to niech sypnie według uznania na oko. W sensie nie dosłownie NA OKO 😉
  3. Do herbaty wrzucamy kawałki pomarańczy – trzy lub cztery ćwiartki. Cytryna niestety zjada uroczy posmak maliny, ale również wypiera subtelność pomarańczową.
  4. Dajmy do tego soku z malin i miodu. Tak, aby było to słodkie według uznania. Są różne opcje – niektórzy dodają syropy innego smaku, jeszcze inni pomijają miód. Dla Megi jesienna herbata musi być ciepła, słodka i pachnąca. I ta według niej najjesienniejsza zawierać i syrop i miód.
  5. Teraz pewnie myślicie, że będzie goździk? Nie będzie! W herbacie zimowej owszem, ale jesień z goździkiem Megi się nie kojarzy. Zamiast goździka Meg dodaje czasem szczyptę cynamonu, bo ten łączy się jej z pieczoną szarlotką, a jabłka bardziej nawet niż ta pomarańcza z jesienią. Czasem jak nie ma pomarańczy to Megi wrzuca właśnie jabłko w plasterku na pół.

Czujecie ten aromat?

A jak herbata to wieczór, a jak wieczór to fajnie coś zjeść czasami.

Miała Megi ostatnio ochotę pójść do sklepu i kupić sporych rozmiarów deskę drewnianą i do krojenia i do wykładania…

DESKA BY MEG czyli wrzucasz co masz i czyścisz lodówkę oraz szafki.

  1. Na desce wygodnej i dostosowanej do twoich potrzeb ułóż fantazyjnie trochę sera, trochę pokrojonych owoców (świetnie pasują winogrona, borówki, gruszki, jabłka, ale również twarde brzoskwinie czy morele), zwiniętych/ułożonych obok wędlin i chrupkich przekąsek (paluszki/krakersy). Niektórzy wrzucają orzechy, jeszcze inni do miseczki oliwki. Megi widziała też kombinację z rodzynkami, dipami, nawet kawałkami chleba. Najważniejsze, żeby mieć pod ręką wszystko co lubicie i macie. Paseczki marchewki, selera naciowego czy papryki super się sprawadzają, tylko no właśnie…Wszystko trzeba dostosować do swoich możliwości żołądkowych i pory jedzenia. Nie o to chodzi, żeby później nie spać!

Zaletą takiej deski jest to, że wielu się posili, ale nie przeje. Z racji łączenia wielu składników dosyć szybko stajemy się pełni. Deska jest o wiele ciekawszą alternatywą dla paczki chipsów. A poza tym jest kreatywna!

No i na koniec leczo! LECZO BY MEG tylko uwaga VEGE. A jak ktoś się upiera, że nie – to po prostu niech pominie fasolę, a zamiast kiełbasek sojowych czy tofu doda mix ulubionych mięs.

  1. Cukinia, mix pomidorów, papryki, biała fasola, marchew – to stanowi podstawę. Gotujemy od najtwardszego do najdelikatniejszego. Sól, pieprz do smaku. Siekana, świeża pietrusza (tylko nie do garnka, bo nie każdy lubi). Do tego leci masło (Megi najczęściej daje jedną dużą łyżkę).

Pomidory najlepiej jak są pozbawione pestek, ale i z pestkami można śmiało jeść. Środek pomidorów można zmiksować pozbywająć się gniazdek nasiennych i wychodzi nam super przecier! Możemy dodać vege kiełbaskę lub tofu (tylko tu uwaga i z ostrością przypraw dodawanych często do nich i na aromat w wielu! Wędzenia – nie każdy lubi ten posmak). Lubczyk lub majeranek – super też pasują. Czasami Meg dodaje również czerwoną fasolę, albo bakłażana. Czasami jej leczo ma też ziemniaka. Także kombinacji jest naprawdę sporo! Dla Megi leczo nie powinno przypominać zupy. Jeśli jest za rzadkie dodaje więcej jakiegoś warzywa i w ten sposób naturalnie leczo się zagęszcza. Meg nie dodaje już ani śmietany ani koncentratu, bo oba składniki zabijają smak warzywny. Leczo to nie pomidorówka!

Podzielcie się swoimi przepisami na herbaty, leczo i inne specjały!

Happy Fall!

Porady na jesień by M. (gdy siedzisz w domu i się nudzisz)

Pomysł na ten tekst wpadł do Meg przypadkiem, jak blondasowa kuzynka, która nie mogła sobie miejsca w domu znaleźć.

-Tomek wyjeżdża często, dzieci idą do szkoły, a ja oprócz sprzątania i gotowania nie mam nic do roboty. Mam czasem wrażenie, że moje życie to właściwie tylko oni. Już nie pamiętam co było wcześniej. Meg, ile można oglądać filmy i seriale!

-Po pierwsze, czy wiesz ile osób Ci zazdrości? Że możesz ten czas poświęcić sobie?

-No i co z tego, jeśli nie wiem jak? W dodatku ta jesień…Znowu deszcz i ciemno.

-A ja ją lubię – przyznała Meg. -Może jest zimno i ponuro, ale uwielbiam ten klimat dyni, kolorowych liści i spacerów.

-Jakby Ci przyszło grabać te liście…

-Grabałam jak chodziłam do szkoły…

-No tak zapomniałam, że wychowałaś się na wsi…Jak ty sobie radzisz z wolnym czasem.

No właśnie Megi jak?

-Wiesz… Ja od dziecka dużo czasu spędzałam sama. Miałam swoje sprawy. Czytałam książki, grałam w gry komputerowe, sprzątałam, pisałam, zajmowałam się zwierzętami, albo spotykałam się z przyjaciółmi.

-No a teraz?

Meg uśmiechnęła się…

-W moim życiu lubię połączenie rutyny i spontanu. Zaczynam od śniadania, sprzątania i prysznica – klasyk chyba wielu. Później zmywam naczynia, wietrzę i w zależności od planów, jadę z tym dniem.

-No dobrze, a miałabyś FANKO JESIENI radę dla kogoś, kto nie wie JAK JECHAĆ z TYM dniem?

-Zastanów się co lubisz robić po/przed pracą. Warto też włączyć w to ruch, naukę (czegoś) i media typu – film, podcast albo książka dla relaksu. Ja lubię również medytować. Od czasu do czasu wpadam do Kościoła. A no i ostatnio koloruję.

-Co?

-Mam kolorowankę i kredki i koloruję jakiś wybrany przez siebie motyw. Lubię też rozwiązywać testy na quizme.pl i przeogromną satysfakcję sprawia mi podróżowanie. Biorę mapę i wirtualnie codziennie gdzieś podróżuję. Do tego zawsze wpada coś spontanicznie – jakieś spotkanie z kimś, koncert albo po prostu idę spać.

-Ja nawet myślałam o dniu spa w domu!

-No widzisz, od czasu do czasu to nawet konieczne. Można też rozwiązywać krzyżówki, oglądać/słuchać wywiady, albo wskoczyć na chwilę do muzeum online. Grunt żeby każdego dnia mieć fajne poczucie, że się żyje. Że to życie nie przelatuje Ci przez palce tylko świadomie wybierasz TO, CO LUBISZ. No, a jak jest ciepło rower, spacery, może jakiś jesienny piknik. Mamy niedaleko jezioro, lubię tam sobie usiąść i pomyśleć.

-Nie wiem jak ty to robisz, że masz zawsze tyle energii?

-Wiesz, na siłę czasami, a może nawet często? – uśmiechnęła się Meg. – Ostatnio mam takie poczucie, że warto jednak dbać o cudowne chwile jakie są nam darowane, jakie sobie wybieramy. Jak polubisz siebie to i polubisz życie. Od kiedy zaczęła się ta okropna wojna, staram się również być wdzięczna za drobiazgi – krótką rozmowę z kimś bliskim, mały płomyk nadziei, inspirację i dystans, którego przez lata mi brakowało. Praca nad sobą zajmuje wiele czasu.

-Dziękuję Megi!

A czy Ty masz jakieś pomysły na jesień? 😉 Zupa lub ciasto z dyni? Świeczka obok łóżka? Robótki ręczne? Podziel się w komentarzu!

Happy Fall!

STARE W NOWYM

Meg zapoznała ostatnio chłopaka z Tunezji. Niechcący zupełnie siedząc w parku.

-Czy do Ciebie wszyscy muszą się przyklejać? – mruknął Blondas zaskoczony opowieścią o nowym koledze.
Nowy kolega przybył jako wolontariusz, ale z myślą o tym, żeby zostać i być może w przyszłości sprowadzić tu swoją rodzinę.
Blondasowi nie bardzo się ten pomysł spodobał, mało tego, biorąc pod uwagę stan Megan odrzekł, że raczej wolałby, aby Megi takowych kolegów nie miała.

-Blondasie, czy ty, aby jesteś zazdrosny?

-Nie, chłopak jest 10 lat młodszy i dopiero wchodzi w życie, ale…Wiesz jacy oni są…Co się dzieje we Francji i innych częściach świata.

-Wiem, ale czy to znaczy, że wszystkich powinniśmy traktować tak samo?

-Nie tak samo, ale Tunezja to kraj niebezpieczny z naszego punktu widzenia.

-Tak, on mówi tak samo. Że tamtejsi ludzie to hipokryci, z jednej strony modlą się, a z drugiej robią straszne rzeczy.

-No właśnie. I czy ty myślisz, że ktoś, kto być może nie jest złym gościem, ale wychował się w takich warunkach, takim środowisku to najlepszy kompan do rozmów i spacerów? Inaczej, gdyby urodził się w Europie, miałby mental podobny – religia niekoniecznie – ale sposób postępowania, wychowania, obcowania z drugim człowiekiem, a tak? On jest tu, ale jego mental jest tam.

-I dlatego pracuje nad sobą.

-To świetnie, tylko dlaczego Ty musisz w tym partycypować?

-Nie muszę…Jedno co mnie martwi to, że z góry jesteś uprzedzony. Anglicy tak samo byli uprzedzeni do Polaków.

-Oni to są uprzedzeni do wszystkich – zaśmiał się Blondas. – Do siebie samych również.

-Blondasie…

-Megi…Oczywiście postąpisz jak chcesz. Myślę, że fajnie, że się parę razy spotkaliście na spacer, pogadaliście, że chłopak próbuje. Ale ja bym na twoim miejscu pozostał raczej na łączach internetowych – z dystansem. Zwłaszcza jeśli nie chcesz mieć starego w nowym. To kolejne to samo koło. Też mi kiedyś opowiadałaś o jakimś chłopaku na studiach…

-On był akurat z Polski…

-Ale po przejściach. Dobry, miły, chcący zmian i fajnie. Tylko się w tobie zadużył. I później, pamietam jak dziś, dla Ciebie był jak brat, a on łatał rany na sercu. Meg, mężczyźni, normalni z krwi i kości, chciaż mają traumy, oni nie chcą być jak „bracia”.

-A jako kto?

-Facet to proste narzędzie. To wam się wydaje, że nie. Facet jak widzi piękną, dobrą, mądrą kobietę, a jeszcze jak jest wykształcona i z kasą to już w ogóle zakochuje się w mig. I jego ciało też krzyczy.

-Od razu?

-No nie od razu może. Od razu to może „zaliczać”.

-Blondasie!

-No mówię przecież jak jest. Są kobiety, które faceci zaliczają, a są takie, które się kocha.

-A co jak facet chce zaliczać, a się zakocha przy okazji?

-Żeby się zakochać Meg to po pierwsze potrzebny jest czas, a po drugie, no mam takiego i ja kumpla. Spotykał się z dziewczyną, bo było miło, ale nie wiedzieć kiedy, jak miał okazję spotkać się z inną, to stwierdził, że jednak tamtą woli.

-I?

-I jak zaczynasz myśleć w ten sposób, że „chcę jedną spośród miliona”, no to chyba o czymś to świadczy?

-Że się kocha?

-Nie wiem czy kocha, ale na pewno jest się zakochanym.

-A jak już tak rozmawiamy, to co to znaczy jak facet, który kocha się nie odzywa. Ostatnio moja znajoma o tym mówiła.

-To się zdarza?

-Od początku…

-No to znaczy, że chociaż jest zakochany, nie jest jeszcze gotowy na stabilny związek. Może kariera go trzyma?

-Dokładnie. A dlaczego jedno wyklucza drugie?

-Bo jeśli gość ma na głowie papiery i inne tematy, które wymagają i czasu i energii, może jego lifestyle też jest dziwny, to gdzie w tym wszystkim ma posadzić kobietę dla której chce być super hero?

-To czemu nie da jej spokoju?

-Bo jest zakochany. Klasyk.

-I co ona ma z tym zrobić?
Blondas spojrzał na Meg z przymrużonymi oczami.

-Ja tu się dziś czuję jak na komisji śledczej.
Megi wybuchnęła śmiechem.

-Meg, a skąd ja mam wiedzieć co ona ma zrobić? Nie mam pojęcia co ona do niego czuje. Nie wiem jak oni tę relację prowadzą od początku. Jeżeli tak było, a teraz jej się to nie podoba to trzeba wprost pogadać. Jeżeli gość mówi, że nie, a wraca, a ona ma cierpliwość do niego, niech czeka, albo odpuści.

-Myślisz, że on się zmieni?

-No wiesz, życie zmienia. Człowiek układa priorytety pod siebie. Jakbym miał cokolwiek doradzić kobietom, to, żeby bardziej w siebie wierzyły. Bo to, że ona tak na niego czeka, może nie świadczy o jej miłości, a o braku pewności siebie, że nikt inny, lepszy się nie przytrafi.
Meg zamrugała zaskoczona.

-Nie wiedziałam Blondasie, że z Ciebie taki psycholog!

-Ha! Prawda jest taka Meg, że to nie on rozdaje tu karty, a ona. Zawsze mądra kobieta rozdaje karty Kochanie.

-Co to znaczy…?

-To znaczy, że facet chce bliskości, chce wrażliwości, inspiracji, wsparcia i chce się czuć męsko.

-No i?

-I…- Blondas westchnął – I kiedy widzi, że jego kobieta jest cudowna, że jest ambitna, charakterna, a jednocześnie czuła i seksowna…To wiesz co się dzieje…

-Pragnie jej…

-Dokładnie. Meg, facet nie musi pisać codziennie i codziennie mówić kocham – żeby tęsknić, pragnąć i mieć pewność, że ona jest w jego życiu.

-Ale kobieta chce tego kontaktu…

-To niech pogadają..Niech gadają tak długo, aż znajdą jakiś kompromis. Ona trzyma karty w ręku, pamiętaj…
Megi była po wrażeniem tej rozmowy. Wiele razy była pod wrażeniem, ale dziś…najbardziej.

Kiedy nie szukasz, wszystko czego chcesz i potrzebujesz Cię znajduje

Jest taka prawda w życiu, której Meg nie rozumiała. A może rozumiała tylko nie potrafiła zastosować? Czasami jesteśmy świetnymi teoretykami. Jak wtedy, kiedy miała 18 lat i zamarzyła, że osiągnie wszystko to, czego w jej rodzinie nie zdołali osiągnąć jej rodzice i rodzeństwo. Miała być szczęśliwa za wszystkich, mieć mnóstwo pieniędzy, wielki dom, ogromną karierę. Miała być szefem wszystkich szefów, odważnie kroczyć przez życie, nie płakać, zdobywać góry, podróżować i w ogóle być naj.

Od razu weszła do tego świata z postawą roszczeniową, bo przecież „ja wam pokażę”. Nie dość, że poukładam swoje życie, to jeszcze i wasze, ba (!) zbuduję świat na nowo. Lepiej, zgrabniej, kreatywniej. (Tak, tak Drogi Czytelniku, widzę twój ironiczny uśmieszek – i „mam tak samo jak ty”).

Meg też nie dość, że roszczeniowo, weszła do świata naiwnie. Chociaż wiedziała, że ludzie nie są doskonali, ona uważała, że każdego zdoła nawrócić – zagożałego ateistę, alkoholika, niedojrzałego młodzieńca, obgadującą koleżankę, imprezowicza, pogubioną sierotkę, czy tego, który przede wszystkim był egoistą.

Megi również myślała, że wiele tematów jest danych RAZ NA ZAWSZE. Bo przecież filmy i książki mówią o tym, że jak miłość to jedna jedyna i po grób. Że rodzice umierają w wieku naprawdę starczym więc mają ze sobą sporo czasu. Że przyjaciel to rodzina i nawet jak się pokłócimy to zostajemy ze sobą na całe życie. Że jak skończysz studia to jesteś Panem i Władcą. A w pracy to już na pewno nikt Cię nie oszuka, bo przecież umowy etc.

I w tym zamęcie pojawił się COVID, pojawiła się wojna. Po co wałaściwie? Żeby nas uziemić, odważyć i pokazać coś więcej.

Megi też myślała – abstrakcja, niemożliwe. Możliwe. Spektakularne. Zaczęła medytować, a na ostatnie urodziny wykupiła nawet kurs. Przez trzy tygodnie wylała morze łez, niemal od rana do nocy.

Jest taka prawda w życiu, której Meg nie rozumiała – kiedy Uczeń jest gotowy, pojawia się Mistrz.

Jak widać Meg była już gotowa, żeby zmierzyć się z tymi łzami w których jak się okazało nie ma nic złego. Które, jak się okazało są znakiem, że dopuszczamy do siebie emocje. A jak je dopuszczamy to już dobry znak, bo wiedzieć o emocjach, czuć je to niekoniecznie dopuszczać. I potem mamy to, co mamy. Mają też nasi bliscy.

Jest taka prawda, że jak naprawdę chcemy to mamy i wtedy się cieszymy i trochę ze zdziwieniem patrzymy na to, co mamy. I trochę ze zdumieniem Meg odkrywa to, co wiedziała jedynie w teorii, że jest tu coś więcej do zrobienia i, że życie to doświadczanie. I, że jednak Mistrz jest temu uczniowi potrzebny.

Co odpowiesz Bogu, gdy zapyta…

Uczciwie należy przyznać, że w życiu nikt nas nie uczy cieszyć się życiem. Życie to od początku wiele trosk, kłopotów, błędów, krytycznych uwag, porównywania z innymi. Nawet najukochańsi rodzice nie są w stanie nas uchronić przed złością, niesprawiedliwością i nienawiścią innych. Nie są z nami w każdym momencie, kiedy czujemy się samotni, niespawiedliwie osądzeni, wyśmiewani. Takie dziecko – maluch przecież – dość szybko też rozumie czym jest upadek i zdarte kolano. Więc nie dość, że źle Ci psychicznie to jeszcze fizycznie.

Religia również mówi o wielu ludziach, którzy w życiu doświadczali zła i borykali się z cieżkimi chorobami. Kościoły, te stare szczególnie, są zazyczaj ciemne i jak słusznie spostrzegła kiedyś siostrzenica Meg „nikt się tam nie uśmiecha”. Jakby się wsłuchać w treść czy to kazań czy pieśni wiele tam przestrogi, wiele nawoływania do skromności i pokory, a to z kolei kojarzy się z poddaństwem i ubóstwem. „Bóg Ojciec za dobre wynagradza, a za złe karze”…”Jest piekło i niebo”…

I rzecz ciekawa w naturze ludzkiej. Najdłuższe wrażenie robią na ciele i umyśle wszystkie odczucia negatywne, a nie pozytywne. To negatywne odczucia zaprzątają nasze myśli najdłużej. To one gną nam kolana do ziemi. To one sprawiają, że lepiej „nie cieszyć się przed zachodem słońca”. Zauważcie proszę ile mamy powiedzeń w społeczeństwe. „Nie ciesz się za wszcześnie bo spyrśnie”, „nie mów hop, póki nie przeskoczysz”, „nie dziel skóry na niedźwiedziu”. W szkole czy w domu jak krytykują nas niewiele osób mówi „popełniłeś takie i takie błędy w zadaniu, ale to nie znaczy, że jesteś głupi, to tylko świadczy o tym, że może trzeba dłużej się pouczyc albo zmienić metodę nauczania”.

I w związku z takim systemem człowiek nie dąży, a oddala się od szczęścia. Od umiejętności kreowania, której potrzebę mamy do końca. Bo po to przyszliśmy na ten świat – żeby doświadczać i kreować.

Dodatkowym aspektem „bólu życia” jest śmierć. Bo oto się nagle okazuje, że czegoś nie znamy, nie chcemy, a to jest. I nie da się od tego uciec i dotyczy to wszystkich bez wyjątku. Ta myśl, że „śmierć” istnieje (jak Megi była mała to śmierć nie wiedzieć czemu miała jeszcze kosę. Meg myślała, że może to dlatego, że najpierw śmierć kosi trawę, a potem przychodzi po kogoś. Dopiero później jej siostra odrzekła ironicznie, że PRZECIEŻ ŚMIERĆ ŚCINA KOSĄ GŁOWY, tylko Meg ta koncepcja nijak się nie kleiła, bo zmarli głowy przecież mieli, więc stwierdziła przytomnie, że może to taka metafora – przecięcie lini życia..Ale dlaczego kosą?). Także wracając ta śmierć budzi przerażenie, a jeszcze większe, że zmarli czasem ponoć wracają. I wtedy to już kompletnie zawirowanie razy dwa, bo po co mi przecież duch (jakkolwiek „Uwierzyć w ducha” film jest uroczy).

Myślę, że Bóg wie co robi. Wie na ile umysł ludzki jest w stanie „przyjąć” dlatego nikt z zaświatów nie wraca i nie opowiada jak tam jest. BO I TEŻ NIE O TO CHODZI ŻEBY WIEDZIEĆ CO DALEJ. Ale o tym też przecież nikt nie uczy. Masz robić tak, żeby się DOSTOSOWAĆ, najlepiej nie pytać i najlepiej nie zawracać nikomu swoimi problemami głowy.

I zapewne stąd psychologia była kiedyś uważana za dziedzinę zbędną. Bo to, że odczuwało się lęk i strach to indywidualna fanaberia z którą każdy radzić sobie musi SAM. Tylko, że wiele i tych bogatych i biednych nie radzi sobie do tej pory.

„Jak Ci się wali Meg wszystko to naprawdę trudno być spokojnym” – rzekła na odchodnym koleżanka z pracy. To prawda trudno. A może dlatego trudno, bo nas naprawdę nikt tego nie uczy? Może my sami nie chcemy tego się uczyć? Może tak zapatrzeni na dobra materialne widzimy tylko i wyłącznie naszą misję w tym? Może pomnażanie to dla nas kreowanie, a nie wypadkowa kreowania? Może tak naprawdę w TYM ŻYCIU miłość, przyjaźń, choroby, wypadki, pieniądze, ferrari to wypadkowa kreowania..A co jeśli od początku do końca to jest nasz wybór? Jeżeli to my dokonujemy wyboru jeszcze zanim tu przyjdziemy na Ziemię? A może to my wyznaczamy sobie ilość lat, rodzinę i wybieramy to, czego chcemy doświadczyć? Może człowiek niezależnie od wszystkiego jest wygranym?

To w takim razie po co te lęki?

A co jeśli te lęki i strachy to jedyny czynnik, który ma człowiek, nie po to, żeby dokonywać samo destrukcji i ścinać własną energię tylko właśnie po to, żeby nie dokonywać bez końca destrukcji tego, co dookoła..

A skoro te lękie mamy, wyrzuty sumienia i one potrafią trwać w nas całe życie to czy aby faktycznie natura człowieka jest zła?

Co odpowiesz Bogu, gdy zapyta…Jak było w NIEBIE?

Mindfulness

Ależ dobrze wrócić do siebie po wielu miesiącach borykania się z myślami co będzie i jak będzie. Chyba każdy chociaż raz w życiu musi tak naprawdę zaszyć się w sobie i pomyśleć z serca, a nie z rozumu właściwie kim jest i po co.

Ostatnio Meg ma wiele refleksji na temat życia. Można by rzec przełomowych. Ponieważ ma teraz więcej czasu, mierzy się z wieloma tematami. Otóż okazuje się, że traumy mają wszyscy, nawet Ci bogaci. Że w życiu nie chodzi o pieniądze, ani nawet karierę. Że życie to nie znajomi, rodzina i przyjaciele, a my, nasza energia i to, co możemy z nią zrobić czyli kreować.

Znasz to uczucie kiedy masz niby wszystko, a nie masz? Wiesz jak to jest, kiedy ludzie dookoła gratulują sukcesów, mówią, że absolutnie wszystko jest fantastycznie, a ty zwijasz się z bólu i w nocy nie śpisz? Kiedy przychodzi poniedziałek, a ty wyczekujesz piątku? A kiedy przychodzi piątek i tak w sobotę myślami „jesteś w pracy”? A wiesz może co to znaczy budzić się rano i myśleć, fajnie by było na nowo zasnąć?

I ktoś rozsądnie zapytał kiedyś Meg – jak tyś się w to dziewczyno wpakowała? A ona na to: myślałam, że tak trzeba, że to jest normalne.

Ale ku uldze, że nie jest wyjątkiem przyszła do Meg znajoma z lat dawnych.

-Wiesz poznałam fanastycznego faceta. Mądry, zadbany, czuły…

-I? (bo przecież zawsze jest jakieś „i”)

-I nie chce się deklarować..Dobrze mu tak. Zabawić się i wyjechać…

-A..aa czyli to związek na odległość?

-Tak..Taki związek i nie…On powtarza „jesteśmy przyjaciółmi”.

-Masz poczucie, że się bawi?

-Nie, dlatego jeszcze go kocham, ale ta relacja nie przypomina w niczym „tradycyjnych” relacji.

-A co to znaczy? – Megi uśmiechnęła się na wspomnienie swoich koślawych relacji z Blondasem.

-Nie mamy kontaktu codziennie, nie widzimy się codziennie…Tylko jak przyjeżdża..Na chwilę..

Megi zobaczyła jak znajoma zaczyna po chwili płakać.

-Nie wiem co robię źle Meg – zachlipała. – Przecież ja tylko chcę człowieka, który potrafi..

-Tak?

-Potrafi pokazać, że to uczucie jest ważne..

-Rozmawiałaś z nim o tym?

-Tak. Powiedział, że obecna sytuacja życiowa powoduje, że nie jest w stanie nic więcej mi zaoferować.

-Przynajmniej jest konkretny.

-Co byś na moim miejscu zrobiła?

Meg przypomniała sobie jedną z głębszych myśli, przeczytanych ostatnio.

-Wiem, że zabrzmi to jak idiotyczny banał banałów, wiem, że cierpisz, wiem, że kochasz i tęsknisz i, że chciałabyś być z tą osobą i jedynym sposobem na tę sytuację jest czas. Czas i skoncentrowanie się na sobie. To pierwsza taka sytuacja?

-Że ktoś mnie chce i nie chce jednocześnie? Nie.

-Przypomnij sobie w takim razie pierwszy raz i pomyśl czy, aby nie o to teraz chodzi..

-O co Meg?

-Czy aby w tej sytuacji nie chodzi o to, aby sprawdzić jak sobie poradzisz..Czy będziesz konsekwentna, czy wiesz czego i kogo chcesz, czy bierzesz go z całym inwentarzem czy za chwilę dojdziesz do wniosku, że jednak wcale do siebie nie pasujecie. No i przede wszystkim czy w siebie wierzysz – wydaje mi się, że problemem nie jest tu związek.

-A co?

-Może twój strach?Może to, że nie wierzysz, że zasługujesz, a może, nie dopuszczasz do siebie myśli, że może faktycznie on nie jest gotowy…a ty jesteś?Czy aby na pewno jesteś gotowa? Mówisz, że nie mieliście okazji bliżej się poznać, a chcesz, żeby w ciemno on się deklarował?I ty w ciemno chcesz go brać?Na bazie czego?

-Naszych pięknych momentów..Naszej przyjaźnii, tęsknoty, czułości..

-Z tego jak i co mówisz wynika, że…taki związek ma spowodować, żebyś TO TY SIEBIE CHCIAŁA, ZAKAACEPTOWAŁA, POKOCHAŁA, a nie czekała, że zrobi to ktoś inny. Jeżeli dojdziesz do wniosku, że kochasz bądź pewna, że ta miłość przyjdzie.

-Mówię jak desperatka co?

-Nie. Mówisz jak osoba, która cierpi, ale nie dlatego, że związek nie idzie tam, gdzie chcesz, a dlatego, że Ci się wydaje, że „stare wróciło”. Ego jest urażone…

-Bardzo!

-Znam to uczucie. Ego wiele razy podpowiadało mi”daj spokój, nie zasługujesz, nie uda się, nie jesteś nic warta. SPÓJRZ NA SIEBIE. Jesteś słaba i nikt cię nie chce”

Znajoma spojrzała na nią z niedowierzaniem.

-I zaczęłam nad sobą pracować. Modlić się, spędzać dużo czasu na świeżym powietrzu. Otaczałam się ludżmi wesołymi i ciekawymi świata. Zaczęłam się uśmiechać i nie użalać. Zaczęłam też mieć swoje pasje…

-I?

Meg się uśmiechnęła.

-I z miłością się ułożyło tylko z pracą zaczął się chaos.

-Znowu Ego?

-Tak. Że muszę tylko na sobie polegać, że każdy projekt to bitwa, że muszę wszystko akceptować, bo przecież to nie moja firma. Że muszę pracować z ludźmi z którymi nie chcę pracować. Zaczęłam się poważnie martwić o siebie, swoje zdrowie. Krzyczałam z bólu. I oczywiście Ego mówiło „jesteś słaba”…

-A co na to Blondas?

-Widział, że cierpię. Ze mną jest ten problem, że muszę zderzyć się ze ścianą po swojemu.

-No, ale teraz w twoim stanie…

-To się działo przed, ale mimo wszystko bardzo boleśnie doświadczyłam tematu „praca”.

-Ech każdy ma jakieś swoje trudy.

-Absolutnie każdy. W mniejszym lub większym natężeniu, dlatego bardzo serdecznie polecam Ci medytację. Uspokaja myśli, odpręża umysł. Już parę oddechów potrafi przynieść ulgę, pomóc. Nie wiedziałam właściwie co to jest, ale w Internecie zaczęłam szukać i okazało się, że wiele osób teraz medytuje. Ktoś powie „moda”, a ja powiem daj nam losie więcej spokojniejszych ludzi. Medytacja zadziała tylko wtedy tak naprawę, kiedy to, co robimy będzie w zgodzie z tym kim i jacy jesteśmy. Tylko dopuśćmy do siebie siebie. Nie udawajmy, jeżeli coś nam nie pasuje. Nie udawajmy, że się nie boimy. Nie zduszajmy w sobie emocji, bo one wyjdą i tak, a to w postaci chorób, a to w postaci głupich działań…

-Piękne.

Dla wszystkich, którzy czują się zagubieni…