Co odpowiesz Bogu, gdy zapyta…

Uczciwie należy przyznać, że w życiu nikt nas nie uczy cieszyć się życiem. Życie to od początku wiele trosk, kłopotów, błędów, krytycznych uwag, porównywania z innymi. Nawet najukochańsi rodzice nie są w stanie nas uchronić przed złością, niesprawiedliwością i nienawiścią innych. Nie są z nami w każdym momencie, kiedy czujemy się samotni, niespawiedliwie osądzeni, wyśmiewani. Takie dziecko – maluch przecież – dość szybko też rozumie czym jest upadek i zdarte kolano. Więc nie dość, że źle Ci psychicznie to jeszcze fizycznie.

Religia również mówi o wielu ludziach, którzy w życiu doświadczali zła i borykali się z cieżkimi chorobami. Kościoły, te stare szczególnie, są zazyczaj ciemne i jak słusznie spostrzegła kiedyś siostrzenica Meg „nikt się tam nie uśmiecha”. Jakby się wsłuchać w treść czy to kazań czy pieśni wiele tam przestrogi, wiele nawoływania do skromności i pokory, a to z kolei kojarzy się z poddaństwem i ubóstwem. „Bóg Ojciec za dobre wynagradza, a za złe karze”…”Jest piekło i niebo”…

I rzecz ciekawa w naturze ludzkiej. Najdłuższe wrażenie robią na ciele i umyśle wszystkie odczucia negatywne, a nie pozytywne. To negatywne odczucia zaprzątają nasze myśli najdłużej. To one gną nam kolana do ziemi. To one sprawiają, że lepiej „nie cieszyć się przed zachodem słońca”. Zauważcie proszę ile mamy powiedzeń w społeczeństwe. „Nie ciesz się za wszcześnie bo spyrśnie”, „nie mów hop, póki nie przeskoczysz”, „nie dziel skóry na niedźwiedziu”. W szkole czy w domu jak krytykują nas niewiele osób mówi „popełniłeś takie i takie błędy w zadaniu, ale to nie znaczy, że jesteś głupi, to tylko świadczy o tym, że może trzeba dłużej się pouczyc albo zmienić metodę nauczania”.

I w związku z takim systemem człowiek nie dąży, a oddala się od szczęścia. Od umiejętności kreowania, której potrzebę mamy do końca. Bo po to przyszliśmy na ten świat – żeby doświadczać i kreować.

Dodatkowym aspektem „bólu życia” jest śmierć. Bo oto się nagle okazuje, że czegoś nie znamy, nie chcemy, a to jest. I nie da się od tego uciec i dotyczy to wszystkich bez wyjątku. Ta myśl, że „śmierć” istnieje (jak Megi była mała to śmierć nie wiedzieć czemu miała jeszcze kosę. Meg myślała, że może to dlatego, że najpierw śmierć kosi trawę, a potem przychodzi po kogoś. Dopiero później jej siostra odrzekła ironicznie, że PRZECIEŻ ŚMIERĆ ŚCINA KOSĄ GŁOWY, tylko Meg ta koncepcja nijak się nie kleiła, bo zmarli głowy przecież mieli, więc stwierdziła przytomnie, że może to taka metafora – przecięcie lini życia..Ale dlaczego kosą?). Także wracając ta śmierć budzi przerażenie, a jeszcze większe, że zmarli czasem ponoć wracają. I wtedy to już kompletnie zawirowanie razy dwa, bo po co mi przecież duch (jakkolwiek „Uwierzyć w ducha” film jest uroczy).

Myślę, że Bóg wie co robi. Wie na ile umysł ludzki jest w stanie „przyjąć” dlatego nikt z zaświatów nie wraca i nie opowiada jak tam jest. BO I TEŻ NIE O TO CHODZI ŻEBY WIEDZIEĆ CO DALEJ. Ale o tym też przecież nikt nie uczy. Masz robić tak, żeby się DOSTOSOWAĆ, najlepiej nie pytać i najlepiej nie zawracać nikomu swoimi problemami głowy.

I zapewne stąd psychologia była kiedyś uważana za dziedzinę zbędną. Bo to, że odczuwało się lęk i strach to indywidualna fanaberia z którą każdy radzić sobie musi SAM. Tylko, że wiele i tych bogatych i biednych nie radzi sobie do tej pory.

„Jak Ci się wali Meg wszystko to naprawdę trudno być spokojnym” – rzekła na odchodnym koleżanka z pracy. To prawda trudno. A może dlatego trudno, bo nas naprawdę nikt tego nie uczy? Może my sami nie chcemy tego się uczyć? Może tak zapatrzeni na dobra materialne widzimy tylko i wyłącznie naszą misję w tym? Może pomnażanie to dla nas kreowanie, a nie wypadkowa kreowania? Może tak naprawdę w TYM ŻYCIU miłość, przyjaźń, choroby, wypadki, pieniądze, ferrari to wypadkowa kreowania..A co jeśli od początku do końca to jest nasz wybór? Jeżeli to my dokonujemy wyboru jeszcze zanim tu przyjdziemy na Ziemię? A może to my wyznaczamy sobie ilość lat, rodzinę i wybieramy to, czego chcemy doświadczyć? Może człowiek niezależnie od wszystkiego jest wygranym?

To w takim razie po co te lęki?

A co jeśli te lęki i strachy to jedyny czynnik, który ma człowiek, nie po to, żeby dokonywać samo destrukcji i ścinać własną energię tylko właśnie po to, żeby nie dokonywać bez końca destrukcji tego, co dookoła..

A skoro te lękie mamy, wyrzuty sumienia i one potrafią trwać w nas całe życie to czy aby faktycznie natura człowieka jest zła?

Co odpowiesz Bogu, gdy zapyta…Jak było w NIEBIE?

Mindfulness

Ależ dobrze wrócić do siebie po wielu miesiącach borykania się z myślami co będzie i jak będzie. Chyba każdy chociaż raz w życiu musi tak naprawdę zaszyć się w sobie i pomyśleć z serca, a nie z rozumu właściwie kim jest i po co.

Ostatnio Meg ma wiele refleksji na temat życia. Można by rzec przełomowych. Ponieważ ma teraz więcej czasu, mierzy się z wieloma tematami. Otóż okazuje się, że traumy mają wszyscy, nawet Ci bogaci. Że w życiu nie chodzi o pieniądze, ani nawet karierę. Że życie to nie znajomi, rodzina i przyjaciele, a my, nasza energia i to, co możemy z nią zrobić czyli kreować.

Znasz to uczucie kiedy masz niby wszystko, a nie masz? Wiesz jak to jest, kiedy ludzie dookoła gratulują sukcesów, mówią, że absolutnie wszystko jest fantastycznie, a ty zwijasz się z bólu i w nocy nie śpisz? Kiedy przychodzi poniedziałek, a ty wyczekujesz piątku? A kiedy przychodzi piątek i tak w sobotę myślami „jesteś w pracy”? A wiesz może co to znaczy budzić się rano i myśleć, fajnie by było na nowo zasnąć?

I ktoś rozsądnie zapytał kiedyś Meg – jak tyś się w to dziewczyno wpakowała? A ona na to: myślałam, że tak trzeba, że to jest normalne.

Ale ku uldze, że nie jest wyjątkiem przyszła do Meg znajoma z lat dawnych.

-Wiesz poznałam fanastycznego faceta. Mądry, zadbany, czuły…

-I? (bo przecież zawsze jest jakieś „i”)

-I nie chce się deklarować..Dobrze mu tak. Zabawić się i wyjechać…

-A..aa czyli to związek na odległość?

-Tak..Taki związek i nie…On powtarza „jesteśmy przyjaciółmi”.

-Masz poczucie, że się bawi?

-Nie, dlatego jeszcze go kocham, ale ta relacja nie przypomina w niczym „tradycyjnych” relacji.

-A co to znaczy? – Megi uśmiechnęła się na wspomnienie swoich koślawych relacji z Blondasem.

-Nie mamy kontaktu codziennie, nie widzimy się codziennie…Tylko jak przyjeżdża..Na chwilę..

Megi zobaczyła jak znajoma zaczyna po chwili płakać.

-Nie wiem co robię źle Meg – zachlipała. – Przecież ja tylko chcę człowieka, który potrafi..

-Tak?

-Potrafi pokazać, że to uczucie jest ważne..

-Rozmawiałaś z nim o tym?

-Tak. Powiedział, że obecna sytuacja życiowa powoduje, że nie jest w stanie nic więcej mi zaoferować.

-Przynajmniej jest konkretny.

-Co byś na moim miejscu zrobiła?

Meg przypomniała sobie jedną z głębszych myśli, przeczytanych ostatnio.

-Wiem, że zabrzmi to jak idiotyczny banał banałów, wiem, że cierpisz, wiem, że kochasz i tęsknisz i, że chciałabyś być z tą osobą i jedynym sposobem na tę sytuację jest czas. Czas i skoncentrowanie się na sobie. To pierwsza taka sytuacja?

-Że ktoś mnie chce i nie chce jednocześnie? Nie.

-Przypomnij sobie w takim razie pierwszy raz i pomyśl czy, aby nie o to teraz chodzi..

-O co Meg?

-Czy aby w tej sytuacji nie chodzi o to, aby sprawdzić jak sobie poradzisz..Czy będziesz konsekwentna, czy wiesz czego i kogo chcesz, czy bierzesz go z całym inwentarzem czy za chwilę dojdziesz do wniosku, że jednak wcale do siebie nie pasujecie. No i przede wszystkim czy w siebie wierzysz – wydaje mi się, że problemem nie jest tu związek.

-A co?

-Może twój strach?Może to, że nie wierzysz, że zasługujesz, a może, nie dopuszczasz do siebie myśli, że może faktycznie on nie jest gotowy…a ty jesteś?Czy aby na pewno jesteś gotowa? Mówisz, że nie mieliście okazji bliżej się poznać, a chcesz, żeby w ciemno on się deklarował?I ty w ciemno chcesz go brać?Na bazie czego?

-Naszych pięknych momentów..Naszej przyjaźnii, tęsknoty, czułości..

-Z tego jak i co mówisz wynika, że…taki związek ma spowodować, żebyś TO TY SIEBIE CHCIAŁA, ZAKAACEPTOWAŁA, POKOCHAŁA, a nie czekała, że zrobi to ktoś inny. Jeżeli dojdziesz do wniosku, że kochasz bądź pewna, że ta miłość przyjdzie.

-Mówię jak desperatka co?

-Nie. Mówisz jak osoba, która cierpi, ale nie dlatego, że związek nie idzie tam, gdzie chcesz, a dlatego, że Ci się wydaje, że „stare wróciło”. Ego jest urażone…

-Bardzo!

-Znam to uczucie. Ego wiele razy podpowiadało mi”daj spokój, nie zasługujesz, nie uda się, nie jesteś nic warta. SPÓJRZ NA SIEBIE. Jesteś słaba i nikt cię nie chce”

Znajoma spojrzała na nią z niedowierzaniem.

-I zaczęłam nad sobą pracować. Modlić się, spędzać dużo czasu na świeżym powietrzu. Otaczałam się ludżmi wesołymi i ciekawymi świata. Zaczęłam się uśmiechać i nie użalać. Zaczęłam też mieć swoje pasje…

-I?

Meg się uśmiechnęła.

-I z miłością się ułożyło tylko z pracą zaczął się chaos.

-Znowu Ego?

-Tak. Że muszę tylko na sobie polegać, że każdy projekt to bitwa, że muszę wszystko akceptować, bo przecież to nie moja firma. Że muszę pracować z ludźmi z którymi nie chcę pracować. Zaczęłam się poważnie martwić o siebie, swoje zdrowie. Krzyczałam z bólu. I oczywiście Ego mówiło „jesteś słaba”…

-A co na to Blondas?

-Widział, że cierpię. Ze mną jest ten problem, że muszę zderzyć się ze ścianą po swojemu.

-No, ale teraz w twoim stanie…

-To się działo przed, ale mimo wszystko bardzo boleśnie doświadczyłam tematu „praca”.

-Ech każdy ma jakieś swoje trudy.

-Absolutnie każdy. W mniejszym lub większym natężeniu, dlatego bardzo serdecznie polecam Ci medytację. Uspokaja myśli, odpręża umysł. Już parę oddechów potrafi przynieść ulgę, pomóc. Nie wiedziałam właściwie co to jest, ale w Internecie zaczęłam szukać i okazało się, że wiele osób teraz medytuje. Ktoś powie „moda”, a ja powiem daj nam losie więcej spokojniejszych ludzi. Medytacja zadziała tylko wtedy tak naprawę, kiedy to, co robimy będzie w zgodzie z tym kim i jacy jesteśmy. Tylko dopuśćmy do siebie siebie. Nie udawajmy, jeżeli coś nam nie pasuje. Nie udawajmy, że się nie boimy. Nie zduszajmy w sobie emocji, bo one wyjdą i tak, a to w postaci chorób, a to w postaci głupich działań…

-Piękne.

Dla wszystkich, którzy czują się zagubieni…