Nie mogła w to uwierzyć nawet, kiedy od kilku dni, tuż po przebudzeniu sprawdzała czy nadal tam jest. Obrączka. Prosta, klasyczna, złota, nie za szeroka ani cienka. A on jej Mąż, jej ukochany, wreszcie był z nią tak jak chciała, jak pragnęła od dawna, chociaż przecież zawirowań ani przed ślubem ani w trakcie nie brakowało.
– Jak to Cię nie będzie? – zapytała Meg swoją Znajomą, która zdecydowała, że jednak nie da rady przybyć.
– Proszę Megi, nie gniewaj się. Proszę – błagalna nuta w jej głosie zaniepokoiłaby każdego.
– Ale coś się stało? Kurcze, nie spodziewałam się. – Fala gniewu przedostała się do obiegu zalewając dobry nastrój, zatapiając przyjemną chwilę, której kilka sekund temu doświadczały wspólnie.
– Nie jestem w stanie Ci wytłumaczyć dlaczego. Po prostu…- urwała.
Kiedy Meg dłużej o tym pomyślała, kiedy na nowo poczuła relaks, gdy minęło parę dni, zaczęła pojmować. Wszyscy kogoś mieli. A jej Znajoma była singielką zagorzałą, z natury wybredną.
– Też bym teraz nie poszedł jakbym nie miał z kim – wypalił Blondas.
– No, ale ja przecież byłam na takim weselu i co się stało?
– Ja też, ale sama wiesz dobrze, że to fatalne rozwiązanie.
– To zależy jakie jest towarzystwo.
– Jakie by nie było, to czułem się jak młot, kiedy wszyscy poszli tańczyć, a ja siedziałem sam przy 10 osobowym stoliku. No i też to było kilka lat temu, więc człowiek inaczej myślał niż teraz. Miał chyba większy wewnętrzny luz i naiwność, że nikt nie zauważy.
– Czyli, że nie powinnam oczekiwać od niej obecności?Nalegać?
– Moim zdaniem, jeśli nasz piękny dzień ma jej się kojarzyć z byciu solo w tym negatywnym znaczeniu, zazdrością i smutkiem to nie. Spotkacie się po i też będzie fajnie. Wyluzuj Mała.
Megi posmutniała. Wie, że to niemożliwe, ale chciałaby, żeby ludzie byli szczęśliwie zakochani. Takie uczucia uskrzydlają, motywują do działania, dodają blasku i tak jak teraz powodują, że skupia się człowiek na rzeczach innych aniżeli na byciu w parze czy nie i co ludzie powiedzą, bo oni i tak będą mówić.
A w dniu samej ceremonii najpierw cześć gości utknęła gdzieś na trasie przez co spóźnili się na ślub. W między czasie zepsuł się też samochód, którym Megi miała dotrzeć do kościoła, napędzając podejrzenia, że może jednak się rozmyśliła („Pojadę taksówką”- oświadczyła bojowo przyszła żona, niecierpliwiąc się).
Na domiar złego Blondas kilka dni wcześniej złapał nieboraczek fatalne przeziębienie, w związku z tym właściwie wykaszlał przysięgę. A na koniec przez dobre dwadzieścia minut nie było prądu w części sali, gdzie odbywało się wesele („Po prostu szlag trafił korki”- orzekł bez ogródek manager sali).
Na szczęście wśród zaproszonych był elektryk, który natychmiast zażądał narzędzi i uwinął się ze wszystkim najszybciej jak się dało. No cóż w Sylwestra dzieją się różne rzeczy, ale żeby aż tyle za jednym zamachem?
Megi co jakiś czas pokątnie sprawdzała temperaturę Blondasowi, który to bladł to czerwieniał na zmianę, łykając jakieś specyfiki od cioci pielęgniarki, która przezornie nosiła przy sobie cały arsenał specyfików wszelkiej maści niemal na każdą dolegliwość („Tylko nie pij Broń Boże alkoholu!” – przestrzegała średnio co pół godziny). Biedaczek, nafaszerowany jak gęś lekarstwami, ledwo wstał od stołu w momencie kluczowego pierwszego tańca, ale kiedy znaleźli się na parkiecie odprowadzani wzrokiem wielu osób, objął Meg stanowczo w tali, wziął jej prawą dłoń i bezbłędnie odtańczyli długo ćwiczonego walca.
– Kocham Cię – wyszeptał.
A kiedy o godzinie mniej więcej 5 rano następnego dnia znaleźli się w mieszkaniu, jedyne o czym każde z nich marzyło to o śnie. Dopiero późnym popołudniem wstali, chociaż tak naprawdę tylko Megi była do tego zdolna, bo ktoś musiał zaopiekować się chorym mężem, a poza tym pożegnać przybyłych z daleka gości.
– Kocie muszę iść, poradzisz sobie?
– Postaram się – wychrypiał spod kołdry nowy/stary oblubieniec.
Akurat nadciągnęli jego rodzice, więc spokojna o to, że w domu zostaje z chorym ktoś bliski, Megi śnieżną trasą ruszyła na obiadokolacje zamówioną w restauracji dla kilkudziesięciu przybyłych.
– Przepraszamy bardzo, ale choroba pokonała mojego męża. Niestety to chyba coś poważniejszego aniżeli tylko przeziębienie.
No i faktycznie Blondas miał zapalenie oskrzeli, co potwierdził podczas wizyty domowej lekarz, wypisując obficie i gęsto kolejne lekarstwa, które Megi poleciała wykupić w całodobowej, pobliskiej aptece.
– Kurcze, ale lipa – Blondas spojrzał na nią zmęczony i smutny.
– Najważniejsze żebyś szybko wyzdrowiał – pokiwała głową Meg, ziewając co jakiś czas.
– Megi, przeniosę się na kanapę, nie możemy spać razem, bo się zarazisz.
– Czyś ty zwariował? – Zaprotestowała natychmiast.- Zresztą jak już miałam się zarazić, to się zaraziłam i tylko czekać aż role się odwrócą. A poza tym pamiętasz? „W zdrowiu i chorobie”.
– No tak – uśmiechnął się. – Zapomniałem, że teraz będziesz jeszcze bardziej uparta.
– A co – zachichotała.
– Jak tylko wyzdrowieję, wszystko Ci wynagrodzę.
– Mam nadzieję. Teraz kiedy jesteś Mój… Idę się umyć – pocałowała go w czoło, a gdy wróciła kilkanaście minut później, spał mocno. W najśmielszych snach Megi nie przypuszczała, że tak zakończy się Stary i zacznie Nowy Rok.
Wszystkiego najlepszego!