Hrabia Monte Christo

Zaczęło się od tego, że właściwie wymaga się teraz od młodzieży „a weźże czytaj, a lepiej byś coś inteligentniejszego obejrzał, a zajmij się czymś konstruktywnym”. No okej, myśli sobie taki nastolatek. Tylko właściwie czym się zająć, co przeczytać i co obejrzeć, żeby urosnąć nieco w oczach wszystkich.

Megi, od jakiegoś czasu ma kontakt w rodzinie z młodzieżą i bardzo im współczuje, bo nie ma nic gorszego jak chmara cioć, wujków i kuzynostwa, która lubuje się wręcz w stadzie tym, „że ja w twoim wieku…”, co w efekcie końcowym ma doprowadzić do stanu rzeczy „byłem lepszy, wspanialszy, mądrzejszy, naj”

Okropność. I sprawdza się tu w punkt stwierdzenie „zapomniał wół jak cielęciem był”.

Ale ona doskonale ten czas swojego burzliwego życia pamięta. Doskonale wie, co dzieje się w młodej głowie. Jakie dramaty potrafią się w niej zadziać, szczególnie kiedy zewsząd czuć nacisk. Na szczęście jej rodzice wiedzieli, że jest dosyć ambitna z natury i sama jest sobie katem emocjonalnym. Sama potrafi wjeżdżać sobie na ambicje i właściwie rzadko być naprawdę z siebie dumna. Że nie lubi jak ktoś na nią naciska w sprawach różnorakich i, jak ktoś załatwia za nią sprawy.

”Przed czym ja się miałam buntować?” zapytała retorycznie podczas śniadania urodzinowego swoją siostrę. „Przecież nic by to nie dało?’.

„No nie gadaj, bo też były pyskówki”.

”Były owszem, ale nie było wagarów, nie było używek, nie szlajałam się po nocach”.

Megi lubiła swój dom. Czuła się w nim bezpiecznie. Miała swobodę. Miała święty spokój. Nigdy jej rodzice nie powiedzieli – masz być mądrzejsza, masz więcej się uczyć, masz być kimś w przyszłości. Nie było chorych niespełnionych ambicji, które nakładane by były na jej głowę.

Może dlatego, że rodzice nie ingerowali w jej osobiste życie. Nie próbowali się „bratać”. Byli owszem z boku, chętni do rozmowy, ale nie udawali kogoś w rodzaju „kumpla”. Raz jeden, jak Meg pojawiła się z Nim na wczesnej kolacji, mama widząc chyba co się dzieje, zabroniła jej Go odwieźć z Tatą. Meg była na nią wściekła, chociaż ZOBACZYŁA, jak później życie pokazało, kto miał rację.

Mama wiedziała, że ta znajomość przyniesie kłopoty i jakby w panice chciała temu zapobiec. Ale nie udało się. On i tak wtargnął w jej życie z impetem i głęboko.

A Tata był cichym obserwatorem. Nie chciał za bardzo ingerować w te nastoletnie wzloty i upadki. Czasem miał jakieś zrywy, ale nie było pogadanek, dopytywań. Słuchał, opowiadał, ale nigdy nie było licytowania na doświadczenia i wiedzę. Poza tym Megi miała nieodparte wrażenie, że Tata bardzo ją kochał. Może dlatego, że była najmłodsza? Może wiedział, że gdzieś ma dar psychologiczny i po prostu dobrze czuł się w jej towarzystwie? Po swojemu był też z niej dumny, chociaż nie było „córeczko jakaś ty mądra i piękna”. Dużo też jak była dzieckiem towarzyszyła mu w ogródku, przy naprawach. Później też jeździł z nią na niedzielne msze. I kiedyś bardzo nabroił, bardzo ją rozczarował, a później nieumiejętnie próbował to jakoś załatać, co ją dość mocno denerwowało.

A denerwowało ją, bo Ojciec były jej ideałem i zawsze leciała do niego wołając „Tatku”. Tylko, że dziecko 5-letnie nie ma świadomości, że w życiu nie ma ideałów. I, że „TEN IDEAŁ” może popełnić wiele jeszcze po drodze niezapomnianych błędów, które będą rzucać cień na to, co później.

Megi była kiedyś dosyć butna i nie zapominała. Ta pamięć powodowała, że kto raz ją mocno zawiódł, później już właściwie nie miał do jej serca, a bardziej zaufania powrotu. Zawsze pielęgnowała w sobie dystans do takich ludzi, jak gdyby podświadomie pragnąć poprzez taką postawę, żeby już więcej przez nich nie cierpieć. I Tata to widział. Czuł ten dystans, a mimo to nie poddawał się i był. I starał się na swój sposób jakoś to naprawić. Raz gorzej, raz lepiej.

Kapitalną książką, a później serialem (z Gerardem Depardieu) o pamięci, wybaczeniu, wyrównywaniu rachunków jest Hrabia Monte Christo.

Megi po raz pierwszy zobaczyła serial będąc jeszcze w podstawówce. Losy Edmunda skrzywdzonego przez przyjaciół, skazanego na niesłuszną samotność, pozostawionego swoim myślą i pragnieniu zemsty, były i są na tyle fascynujące i wielowymiarowe, że od tamtej pory widziała te odcinki wiele razy. I tak samo ją zachwycają. Bo tak jak w życiu, tak i tu, człowiek nie godzi się z niesprawiedliwością mimo czasu. Że gdzieś szuka odpowiedzi na to, co się zadziewa niekoniecznie z jego woli, a ma wpływ na rzeczywistość. Że właściwie dopiero, gdy przepracuje w sobie pewne sprawy i wybaczy, czuje spokój. I chociaż ” Cierpienia natury moralnej są jak rany, które się zasklepiają, ale nie goją; zawsze bolesne, gotowe krwawić za lada dotknięciem, pozostają w sercu nie zabliźnione”**, to mimo wszystko warto z tym powalczyć. Będzie boleć, zwłaszcza, jeśli Ci którzy zawiedli odeszli, ale „Zmarli przyjaciele nie spoczywają w ziemi, (…) żyją w naszych sercach; tak Bóg chciał, abyśmy nigdy nie byli sami”**.

Pięknie jest zatem potrafić przebaczać. Wielka to siła i wielki dar.

Taki przydatny to dar na życie, nie tylko na wakacje, prawda? 🙂

Wszystkiego najlepszego Tatom 🙂

** Aleksander Dumas, Hrabia Monte Christo

Wakacje płukane deszczem i coś optymistycznego

Chwilę po tym jak Megi i Blondas dotarli w milczeniu do domu, rozpętała się prawdziwa burza, na którą zanosiło się od dobrych kilku godzin.

– Megi – dziadkowie jeszcze nie spali, a babcia widać za punkt honoru przed snem postawiła, właściwe poinstruować ją przed pierwszą w tym domu nocą. – Na piętrze przygotowałam świeżą pościel, ręczniki, pokój jest wywietrzony, także w każdej chwili…

– Oczywiście – Meg z ulgą powitała babciną propozycję i nie zastanawiając się długo poszła na górę. Miała dość swoich dziwnych wyrzutów sumienia i zamieszania, jakie chcąc nie chcąc robiła. Generalnie nie wiedzieć czemu czuła się pod ścianą. Gdy znalazła się w wannie, zanurkowała w ciepłej wodzie skropionej sowicie płynem do kąpieli i spłukała kurz całego dnia. Ulga i relaks – tego jej było trzeba. Będąc w łazience wykonała jeszcze szybki telefon do siostry (3 nieodebrane połączenia) i odpisała na wiadomość znajomego („Nie ma mnie, może spotkamy się za tydzień?”). Kiedy wyszła z łazienki opatulona szlafrokiem, wreszcie poczuła się świeżo i odzyskała energię. Blondas ulokowany w pokoju obok, już w nim był. Słyszała jak rytmicznie stuka na klawiaturze. Zawahała się. Weszła na chwilę do siebie, odnalazła piżamę i kapcie, w pośpiechu rozczesała włosy i kiedy stwierdziła, że wygląda przyzwoicie i schludnie, ponownie pojawiła się na korytarzu i nieśmiało zapukała do jego drzwi.

– Tak?

– Mogę?

– Wejdź – odpowiedział po chili zawahania.

Megi postanowiła z uwagi na dziadków nie zamykać za sobą. Nie chciała, aby czuli się skrępowani we własnym domu, gdyby przypadkiem odczuli nagłą potrzebę wybrania się w jakimś celu na górę. Usiadła na skraju blondasowego łóżka.

– Nie bądź na mnie zły czy zawiedziony..Wiesz jak jest.

– Tak uważasz? Że wiem?

– Nie bardzo rozumiem Blondasie, czym ty się martwisz? Od dobrych kilku miesięcy jesteśmy ze sobą, planujemy ślub i dobrze jest nam razem, prawda? A to, że coś się w moim życiu kiedyś podziało..Nie mam na to wpływu. Prawda jest taka, że nie utrzymuję z Nim dobrowolnie żadnych kontaktów, nie chcę i ta decyzja zapadła długo przed tobą. A jeżeli z jakiś przyczyn on będzie chciał wrócić – no cóż – nie podzielę się na pół i nie ulegnę ot tak cudzemu widzimisię. Myśląc logicznie, biorąc pod uwagę co się zmieniło i jak wygląda teraz moje życie..Uważam, że nie powinieneś czuć się zagrożony. Jeszcze od czasu do czasu miewam lekkie stany refleksji, ale są chwilowe i nie przesłaniają tego, co się dzieje tu i teraz. Kocham Cię, a decyzja o tym, że będę twoją żoną jest w pełni świadoma i szczęśliwa. Mało tego, chcę mieć z tobą dzieci. Uważam, że będziesz fantastycznym tatą za jakiś czas, a skoro i o tym myślę, to wiedz, że jesteś dla mnie aktualnie ponad połową mojego świata.

Blondas zamknął laptopa i uśmiechnął się do niej uroczo.

– Dzieci mówisz – przysunął się, a jej serce jak zwykle w takich momentach zaczęło walić jak oszalałe.

– Tak – pocałowała go w czoło i wstała. – Więc weź się w garść Mój Drogi i przestań – cmoknęła na niby niezadowolona – mnie tu.. podrywać przy okazji.

– Ja??? – udał  oburzenie. – A kto komu wtargnął w piżamie do pokoju? I jeszcze wspomina o dzieciach?

– No tak, no tak – Meg oddaliła się na bezpieczną odległość – dlatego ten KTOŚ już wychodzi ha!

– A jak bym obiecał, że nic się nie wydarzy, bo będę zachowywał się jak trzeba? Czy ten Ktoś w piżamie zostanie jeszcze trochę?

– ABSOLUTNIE – Meg uśmiechnęła się szeroko i zamachała w powietrzu na pożegnanie.

– Kocham Cię Mała, dobranoc – odwzajemnił uśmiech Blondas i zniknął za drzwiami, które ostrożnie zamknęła za sobą Megi.

Kiedy przykryła się lekką kołdrą, obleczoną w pachnącą i porządnie wyprasowaną pościel pomyślała, że tam za ścianą jest jej wybór. Świadomy, konkretny, taki na który czekała. Zbyt wiele osób nura się w przeszłości, albo dla odmiany woli zastanawiać się co wydarzy się kiedyś. Tu i teraz mija bezpowrotnie, dlatego Megi zaczęła doceniać drobne gesty, autentycznie czerpać radość z rzeczy niewielkich, z miłych spotkań, z uśmiechu, wspólnego czasu. Nie było łatwo, bo całkiem po drodze jest człowiekowi ze smutkiem, nostalgią i tęsknotą. O wiele łatwiej jest się gniewać i obrażać. To Blondas był jej rzeczywistością i to, co aktualnie działo się między nimi, dawało jej poczucie spełnienia. Wszyscy dostrzegali jej autentyczną radość. Jeszcze zanim pojawił się Blondas postanowiła nie bez boleśnie uporać się z wieloma dziwnymi relacjami, musiała zaakceptować pewne kwestie, uporządkować to, co wkoło niej i dopiero, kiedy pewnego dnia spojrzała w lustro odkryła na nowo siebie. Mniej rozdygotaną, mniej ponurą. Kiedyś nie wierzyła w optymizm, w mówienie „będzie dobrze”, w paplanie o przyciąganiu szczęścia, ale jak wielki postęp zachodzi w człowieku, kiedy on autentycznie chce coś w sobie zmienić, co daje mu spokój ducha. Uwielbiała ten stan, bo czuła, że droga, którą od jakiegoś czasu kroczy jest jej drogą. I chociaż bywają momenty trudne, spokój ducha pozwala wiele znieść.

Tuż po śniadaniu, wypoczęci i wyspani  Megi i Blondas ruszyli nad rzekę, w której przyjezdni spędzali ponoć całe dnie. Tymczasem na miejscu nie było nikogo, więc Megi ulokowała się na kocu z książką, a Blondas przymierzał się do wody.

– Tylko pamiętaj, ja nie potrafię pływać, więc w razie czego…- Megi spojrzała na Blondasa szeroko otwartymi oczyma.

– No właśnie, może czas najwyższy żeby się nauczyć hm?

– Może – zamyśliła się – ale niekoniecznie dziś i niekoniecznie tu. Wydaje się dosyć głęboko.

– Kochanie, a po co ja jestem? Podczas wakacji na początku studiów często dorabiałem na basenie, więc polecam swoje usługi, zresztą nie tylko te – mruknął znacząco.

– Idź już – prychnęła Meg, układając pod głową zwinięty w rulon polar.

Wiedziała, że zabawią tu trochę jako że Blondas pływać lubił, a w tej rzece ponoć najbardziej od małego. Z biegiem przeczytanych stron zaczęli pojawiać się ludzie, więc Meg od czasu do czasu obserwowała ich zza swoich okularów. Blondas kilkakrotnie uraczył ją na chwilę mokrym uściskiem lub pocałunkiem, ale w większości był w wodzie, aniżeli poza nią. Pomógł nawet jakiemuś malcowi zdobyć kamyk, który tamten wypatrzył w głębinach.

– Dziękujemy – uśmiechnęła się szeroko najpewniej młoda mama chłopczyka. – Spójrz – zwróciła się do synka – jak Pan świetnie pływa. Ty też kiedyś będziesz tak pływać.

– Będę – pisnął maluch i oddalił się wraz z kamykiem nieopodal Megi.

Blondas widząc jej minę skinął głową do młodej mamy i wynurzył się.

– Uwielbiam tu być – oznajmił, kiedy usadowił się obok niej.

– Powoli wiem dlaczego. Niezłe..hm..widoki.

– No cóż z perspektywy faceta wręcz idealne. Zauważyłaś, że jestem tu sam wśród kobiet?

Rzeczywiście, dookoła nich pełno było młodych dziewczyn.

– Pięknie – westchnęła Megi – tylko błagam nie popisuj się aż nadto.

– Uwielbiam te twoje miny zazdrośnico.

– Co? Zazdrośnico? – Megi odłożyła książkę. – Nigdy!

– Rumienisz się Żabko.

– Bo Słońce świeci i jest gorąco.

Ich dogadywania przerwała głośna wymiana zdań dwóch dziewczyn z młodym chłopakiem, który nadciągnął od strony lasu.

– Odwal się ode mnie – burknęła brunetka w stronę dobrze zbudowanego szatyna.

– Nie odpisujesz, nie oddzwaniasz, co ty sobie myślisz, że nie wiem? Nie wiem, że wolisz tego patałacha, tego dziada na motorze?

– A nawet gdyby to nic ci do tego! – Brunetka wstała, a za nią jej koleżanka i zaczęły zbierać swoje rzeczy.

– Ty myślisz, że ja jestem głupi? Że mnie tak można kopnąć z dnia na dzień?

– To trzeba było myśleć, nim zacząłeś podrywać jakąś idiotkę na dyskotece.

Atmosfera gęstniała i już nikt nie udawał, że nie słyszy o czym na oko licealiści rozmawiają.

– Kto ci takich głupot naopowiadał? – Chłopak rzucił rozeźlone spojrzenie koleżance brunetki. – Tyle razem jesteśmy i ty dalej nie wierzysz w nas? Dalej mi nie ufasz!

Dziewczyny bez słowa odwróciły się od niego i zaczęły kierować w stronę wsi. Nie dane im było oddalić się znacząco, bo Młody chcąc ruszyć za nimi pośliznął się, a, że aktualnie stał na niewielkiej, ale jednak skarpie, wpadł do wody i zaczął się w niej topić.

– Boże! On nie umie pływać! – Lamentowała Brunetka, która automatycznie podbiegła do rzeki. – Dawid! Dawid!

Blondas błyskawicznie zanurkował i wyłowił z wody bladego, wierzgającego młodzieńca.

Megi, która pierwszy raz była świadkiem czegoś podobnego, z wrażenia stała chwilę w miejscu odrętwiała, ale dosyć szybko odzyskała świadomość i kiedy Blondas doholował młodego na brzeg, automatycznie przejęła chłopaka.

– Usiądź tutaj – doprowadziła go do ich miejsca i opatuliła ręcznikiem. – Dziewczyny, uspokójcie się – mruknęła do zalanych łzami koleżanek nieboraka. – Wszystko okej? – zwróciła się do ofiary losu.

– Tak, dziękuję – wysapał on.

– Do czego to doszło – szepnęła przestraszona matka małego chłopca. – Żebyście takie rzeczy robili.

Megi zdobyła się na odwagę i do zgromadzonych wygłosiła treściwy komunikat.

– Proponuję, aby zdarzenie było przestrogą na przyszłość. Niewiele brakowało, a to beztroskie miejsce mogło stać się miejscem tragedii. Co wy sobie w ogóle wyobrażacie dzieciaki! – Huknęła w stronę przerażonej trójki – Że życie to zabawa? Macie pierwszą lekcję, że nie, a jak nie wyniesiecie z tego porządnej refleksji na przyszłość, to bądźcie pewni, że podczas drugiej takiej sytuacji tak dostaniecie po tyłku, że się nie pozbieracie. Jazda do domu!

– Odwiozę ich, tak się składa, że chłopak jest synem sąsiadów – wtrąciła mama chłopca – Już ja sobie z Jurkiem i Elą pogadam, wnet wam głupoty z głowy wylezą. – Podziękuj Panu, bo już by Cię na świecie nie było.

– Dziękuję – pośpiesznie odrzekł chłopak, czerwony i spocony ze wstydu. – Bardzo dziękuję.

– No no no Mała. Reprymenda godna pani dyrektor – rzekł Blondas, kiedy zostali sami.

– Mógł się utopić i ty..Przez jakieś idiotyczne..Boże Blondasie..

– Ej no co ty – Blondas przytulił drążącą Megi.

– Jesteś wspaniały wiesz? – Spojrzała na niego szklistymi oczyma. – Naprawdę. Uratowałeś mu życie.

Przytuliła go z całych sił, aż jęknął. Damski tłum rozszedł się, ale widać było, że Blondas zrobił niemałe wrażenie. Jakoś jednak chęć do pływania odeszła mu, ale mimo incydentu pozostali nad rzeką.

– Może obejrzymy sobie wieczorem film? „Światło między oceanami”?

– Brzmi nieźle – usłyszała zza książki.

– Co ciekawe spójrz na aktora. Przypominasz go…

– Czy ja wiem…- Blondas zmrużył oczy, spoglądając na zdjęcie.

– Tylko jesteś bardziej…ee… – Megi się powstrzymała – milszy.

– Milszy? – Wybuchnął śmiechem Blondas.

– No tak i masz duże, błękitne oczy.

– A to akurat prawda – przyznał, przewracając stronę.

– I jesteś moim bohaterem.

– Cały jestem twój.

Megi odwróciła się na bok w jego stronę.

– Megi…Czytam, a ty mi tu…

Megan zamknęła jego książkę.

– Gdybym Cię dzisiaj straciła…

– Megi jestem tutaj, wszystko dobrze…

Położyła głowę w okolicy jego szyi.

– Blondasie, chciałabym żebyś wiedział, że przeogromnie Cię kocham.

– Wiem.

– I chociaż czasem może Ci się wydawać, że jestem jakaś taka oschła czy coś…

– Na to bym nie wpadł, że jesteś oschła. Ironiczna bywasz i zdystansowana, ale oschła?

– To dlatego, żeby w tym wszystkim była jakaś równowaga…

– Rozumiem i nie mam za złe – uśmiechnął się.

– Myślisz, że dostaną w domu burę?

– Wstyd przy 15 osobowej ekipie to już wystarczająca wtopa, ale tak, pewnie tak. Ta blondyna, matka chłopczyka wyglądała na taką co to zaraz rozpowie we wsi co się stało.

– Będziesz miejscowym supermenem!

– Ty to może lokalna gazeta do mnie przyjedzie? Ale powiem im, że wywiad ze mną możesz przeprowadzić tylko ty.

Megi objęła go czule. Ich ciała mimo cienia były gorące. Wiatr lekko muskał jej włosy, a od rzeki bił przyjemny chłód.

„Pragnę miłości twej i kocham miłość twoją,

Jak kocham wszystko, co idzie z oddali;

Jak kocham ciemny, bezbrzeżny ocean,

Bo w rozbudzonej mocy i spienionej dumie

Wyrzuca z toni swych perły,

Których żadne jeszcze nie widziało słońce;

Jak kocham drzew rozkołysanych szumy,

Płynące z mrocznej gęstwy głuchej puszczy leśnej,

Bo niosą wieści co się rodzą w ciszy,

Wieści nikomu nie opowiadane;

Jak kocham letnią rozsrebrzoną noc,

Bo przestwór tłumem dziatwy swej bladej zaludnia,

Tłumem marzeń milczących,

Co o północnej budzą się godzinie

I przecierają oczy zdziwione…

A mają takie ciemne głębokie spojrzenia…”*

 

– Megi?

– No?

– Przestań na chwilę gadać…

 

*Miłość – Leopold Staff

 

 

 

 

 

 

 

 

Chatka

Korzystając z tego, że są wakacje i jakoś tak życie nagle dziwnie zwalnia, a jak nie zwalnia to człowiek w łeb dostaje Słońcem, na tyle mocno, że myśli się o życiu jakoś inaczej, Megi i Blondas ruszyli w góry do dziadków na kilka dni. Jego dziadków, jako, że jej dziadkowie odeszli z tego świata jakiś czas temu.

Kiedy więc nadciągnęli wieczorem do celu swojej podróży, drewnianej chatki pod lasem, czekał na nich bogato zastawiony stół. Na oko jakaś tona jedzenia w tym dżemy własnej roboty, ogórki kiszone, pomidory ze szklarni, kompot z jabłek, ciasto drożdżowe, pyszny chleb, ser biały ze śmietaną i szczypiorkiem, zapiekane ziemniaki z koperkiem i wiele innych warzywnych delicji specjalnie z myślą o Meg. Dziadek wydobył też z czeluści spiżarni swoją nalewkę i tak racząc ich od serca trunkiem, oddał się rodzinnym wypominkom między jednym kęsem, a drugim.

Meg szybko polubiła tych siwych, drobnych staruszków, chociaż babcia długi czas przyglądała jej się uważnie i sprawiała wrażenie srogiej i zdystansowanej. Kiedy jednak usłyszała, że Meg pojęcie ma o blaskach i cieniach wsi nie małe, w lot znalazły wspólną nić porozumienia ku prawdziwej uciesze Blondasa.

Gdy stary, naprawdę stary zegar uraczył ich głośnym dźwiękiem, że oto wybiła 21, Blondas wziął ochoczo Megi za rękę i oświadczył dziadkom, że oto idą na przechadzkę.

– Teraz? Po nocy? – Babcia była wyraźnie wstrząśnięta.

– Babuniu, jeszcze jasno, nic się nie bój – uścisnął ją serdecznie Blondas.

– Daj im Wisia spokój – wtrącił stanowczo dziadek – dorośli są, poradzą sobie.

Mając więc błogosławieństwo nestora rodu, nierażeni westchnieniem na „te fanaberie” babci, wspinali się wolnym krokiem w górę polną ścieżką. Pachniało lasem i łąką. Grały świerszcze dookoła. Niebo z wolna zmieniało barwę.

– Podoba Ci się tu? – zapytał Blondas w połowie drogi.

– Bardzo – przytaknęła Megi.

Dotarli na niewielki pagórek z którego rozciągał się widok na okolicę. Usiedli na chłodnej trawie i w milczeniu delektowali się panującym tu spokojem.

„A to pustkowie leśne nie jest puste,
Bo dla mnie ty w nim jesteś całym światem.
Jak mogłabym się skarżyć na samotność,
Kiedy świat cały wygląda z twych oczu?”*

Zacytowała Megi niespodziewanie.

– Przypomnij mi jeszcze Być jak płynąca rzeka – poprosił Blondas po chwili zadumy.

„Być jak płynąca rzeka
Milcząc w środku nocy
Bez strachu przed jej mrokiem
Gdy na niebie gwiazdy – być ich odbiciem
Kiedy niebo zaciąży chmurami
A chmury jak rzeka wodą się staną
Być ich odbiciem beztroskim
W spokojnych głębinach”**

– Jak ty zapamiętujesz takie rzeczy? – szepnął wprost do jej ucha.

– Nie wiem – przyznała cicho Megi. – Lubię wiersze, a one widocznie trochę lubią mnie skoro zostają w mojej głowie.

– Gdyby ktoś 10 lat temu powiedział mi, że będę tutaj siedział i słuchał poezji to bym go wyśmiał.

– Gdyby ktoś 10 lat temu powiedział mi, że będę tutaj siedziała z Tobą i deklamowała Ci ulubione wiersze to…

– To co?

10 lat temu Meg nie spodziewała się, że w jej życiu pojawi się ktoś, kogo pokocha równie mocno, jak tego, kogo kochała wtedy. Z nim też rozmawiała o poezji.

– Byłabym mocno zdziwiona – dokończyła Meg.

– Hej, znam ten głos – potrząsnął jej ramieniem Blondas.

– Ten czyli jaki? – chciała wiedzieć.

– Czasem popadasz w jakąś taką nostalgię i ulatuje z Ciebie życie.

– Bo mi jest smutno Blondasie, że ludzie odchodzą.

– Gdyby nie odchodzili, czy dane nam by było się poznać? Pokochać?

– Nie wiem – odparła uczciwie. – Wiem natomiast, że serce człowieka jest bardzo pojemne. I wcale nie takie kruche jak myślałam.

– Ale sentyment pozostaje, a pielęgnowany wskrzesza iskrę. A z iskry na nowo może buchnąć płomień.

– Ładnie to określiłeś – Megi wtuliła się w jego bluzę, ale czuła, że to nie koniec głębszej myśli.

– Więc idąc tym tokiem, znając Ciebie..Czy mam się czego bać Megi?

– Czego?

– Raczej kogo?

– Kogo?

– Tego kogoś, kto 10 lat temu wtargnął do twojego serca…

Zapadła niezręczna cisza.

– Mam w sercu wszystkich, którzy sprawili, że wiem czym jest miłość Kochany. Nie jestem w stanie o nich zapomnieć, chociaż niektórzy bardzo mnie skrzywdzili. Ty też jesteś w moim sercu, mało tego jesteś moją codziennością, która także tworzy moją przeszłość. To dla mnie tak dużo znaczy, że jesteś…Twoja mądrość daje mi siłę i zanim się pojawiłeś związek był dla mnie niespokojnym oceanem. Nigdy do końca nie wiedziałam czego mogę się spodziewać…

– I dlatego uciekasz?

– Uciekam?

– Tak Megi. Pora zacząć konfrontować się z przeszłością. Nie można być jedną nogą we wspomnieniach, a drugą tu. Czas nauczyć się wybierać. A co będzie jeśli on pewnego dnia wróci i będzie błagał o wybaczenie? Co będzie wtedy z nami? Niespokojny ocean oprócz lęku i strachu daje również wiele innych, niekoniecznie negatywnych odczuć.

– Ale…

– Chodźmy, już późno – przerwał jej.

I gdzieś czar prysł. Uleciał jak świetlik. Zaginął w malinowym gąszczu. Że też natura niepoprawnej romantyczki musiała uwidocznić się właśnie teraz. Ech Megi, Megi.

 

 

 

* William Shakespeare – Sen nocy letniej

** Manoel Bandeira z Być jak płynąca rzeka Paulo Coelho