Trzymaj się w nowym roku

Megi ma już listę planów noworocznych. To jakiś przełom w jej notatkach, bowiem nie zwykła takowych list popełniać przez lata, a tu wystarczy, że na horyzoncie w ciągu pojawi się numer 7 i proszę. Fiu, Fiu.

Mało tego stwierdziła sobie chwilę temu, że chudnie? No może, może, wszak lubi iść pod prąd nawet w tak zawiłej materii jaką jest waga. Raz taka, raz siaka. Macha ręką na olaboga swojej siostry, która panicznie boi się grubych ludzi. To choroba. No zgoda, ale nie zawsze przecież. Wiadomo lepiej być chudszym, bo Meg to wie z autopsji – jakoś lżej człowiekowi widząc w lustrze zgrabność bez fałdek. Ale robić aferę, bo ktoś przytył 5 kilo to w jej odczuciu jakaś pompa niepotrzebna? I tak, to jak się mamy, jest w naszej głowie. Tam tkwi nasze piękno, nasza siła, nasze wszystko.  Faceci co prawda Meg widzi, lubią ją lżejszą uśmiechając się miło, patrząc dłużej niż 3 sekundy. Dla tego, kto nie wie, jest taka ponoć teoria (naciągana?), że jak spojrzenie męskie jest dłuższe to znaczy, cytując przyjaciela Meg – „albo masz coś na gębie, albo jesteś interesująca”. Ot co. Owa gęba bardzo Meg zawsze śmieszyła, więc przytacza ów cytat z entuzjazmem niemałym.

A poza tym zima jak jasna cholera, a że o zimnie już było kiedyś, to Meg cmoka tylko na wiatr i myśli sobie, że w tym wietrze i zimnie tkwi jakaś jej energia. Łyk kawy zbożowej zalanej hojnie mlekiem UHT (tak zwane popłuczny) to lepsze antidotum niż szampan i wino razem wzięte. Więc zmarzluchu nie bądź bałwan,  łyknij sobie tę ambrozję bez stresu, że gdzieś tam obrośniesz w kożuch.

Ty i to twoje podsumowanie Meg 🙂