Rozmowa, która wiele zmienia

Megi wieczorami siada z kubkiem herbaty i nałogowo ogląda głównie wywiady. Od zawsze rozmowa była dla niej istotnym wydarzeniem. Rodzice pijali poranne kawy i przy śniadaniu debatowali na różne tematy. Być może dzięki temu Meg nie stroni od rozmów błahych i poważnych? A wywiad, zwłaszcza ten dobry to nic innego jak dość płynna rozmowa ze sporą dawkę różnorakiej wiedzy, którą to chętnie chłonie jak gąbka nasza Meg.

Ten wieczór był pozornie taki jak zwykle. Kolorowe skarpetki, urodzinowy kubek w kwiaty i biały koc. Teraz szybko zapada ciemność, dlatego Megi chętnie zapala swoją lampę kreślarską i świeczkę zapachową starannie włożoną w nowy gadżet – drewniany lampionik z wyciętą choinką.  Prawie nie zauważyła, wkładając słuchawki do uszu, że telefon wibruje jak szalony. Znowu zapomniała ustawić normalny sygnał. Jakoś przywykła, że niewiele osób do niej dzwoni, a ten numer? Co to za numer? „Hej” – słyszy dziwnie znajomy głos. Hej? – odpowiada pytająco. Przecież..To ON?! On. Nieśmiało potwierdza jej przypuszczenia. – Eee..- brakuje jej słów – Tak, tak, słyszę, to znaczy ee.. Fajnie, że dzwonisz – bierze się w końcu w garść. – Co słychać? –

W komedii romantycznej mężczyzna być może powiedziałby o wiele więcej, ale życie to nie film, gdzie jesteś 100% reżyserem i masz wpływ na sceny, scenariusz etc. A szkoda, bo przydurne pytanie – „co słychać?”, biorąc pod uwagę, że nie widzieli się dwa lata (ostatnio na weselu jej Przyjaciela, które najchętniej Meg wymazałaby z pamięci), brzmi jeszcze bardziej głupio. Ale o dziwno On daje sobie świetnie radę.

Wszystko w porządku. Właściwie jestem niedaleko Ciebie, na Rynku – rzecze. Faktycznie niedaleko. – Siedzę na ławce dobrą godzinę. Kawa, którą kupiłem całkowicie wystygła. – Kawa o tej porze? Zgłupiał? – Zastanawiałem się czy zadzwonić. – Cisza.

I zadzwoniłeś. Jednak. – Meg podsumowuje.

No tak. – Znowu cisza. Punkt za odwagę.

Yhm. – Jej sparaliżowane gardło wydaje dźwięk na wzór pomruku. Tylko tyle i aż tyle.

Słuchaj, wiem, że jest już dosyć późno, ale może… Wybierzesz się ze mną na spacer? Czuję, że jak zostanę tu jeszcze dłużej to może być tak sobie. Chciałbym z tobą pogadać.

Megi, zwykle rozmowna, co to od rozmów błahych i poważnych nie stroni, odpowiada jedynie. – Jasne, zaraz będę. – Bo tylko tyle jej sparaliżowane gardło jest w stanie sensownego wydusić.

On się boi tak samo jak ona. Wie to, czuje to. A mimo wszystko postanowił się odważyć. Chociaż ona powątpiewała nie raz w jego odwagę i wbiła sobie do głowy, że skoro on jej tchórzem to trzeba dać sobie z nim spokój. Teraz zadzwonił, przyjechał, chce ją zobaczyć. Po co? Spokojnie Meg. Boże, jak zimno..

Zobaczyła go niedaleko magistratu. Zamyślony, wpatrzony gdzieś daleko, prawie niewidoczny. Pal licho zasady. Cześć – przytuliła go. Hej – odwzajemnił przytulenie. To co? Idziemy? Kompletnie nie mam pomysłu dokąd.

Chodź – wzięła go pod rękę. Miała wrażenie, że na ten moment czekała całe swoje życie. Żeby zwyczajnie wziąć pod rękę kogoś, kto na to zasługuje. Jego. Spokojnie Meg.

Szli nic nie mówiąc, albo prawie nic. Doszli do kościoła. Zatrzymał się, spojrzał na nią.

– Tęskniłem za Tobą. Głupie co? – powiedział nie spuszczając z niej wzroku jak gdyby chciał przeczytać wszystko, co ona myśli na ten temat. Ale ona nie była w stanie powiedzieć nic. Pogłaskała go po policzku i znowu przytuliła. Nagle wszystko zaczęło mieć znaczenie. Życie, miłość, spacer. Naprawdę to takie proste?  Spokojnie Meg.

Stali przytuleni, przyklejeni do siebie. Ona przesuwała rękę w górę i w dół po jego plecach, on instynktownie odszukał miejsce pod jej lewym uchem. Zimny miał nos. Zadrżała. Jakie to dziwne. Poznała go wiele lat temu. Ich drogi krzyżowały się na chwilę. Nie rozmawiali nigdy wiele, a mimo to ona czuła, że on się jej podoba. Chociaż się nie znali. Na wesele przyszedł z dziewczyną. Postanowiła go omijać, ale on robił wszystko, żeby go zauważyła. Tańczył z tamtą, chociaż trzy razy z nią. Pewien ktoś stwierdził, że pewnie tamtą woli i żeby Meg się nim nie przejmowała. Rozpłakała się, tańcząc z innym. Ona była na tym weselu sama. A pod koniec imprezy tańczyła z najprzystojniejszym chłopakiem na weselu, a On to widział. I ominął ją później szerokim łukiem.

A teraz, dwa lata później, stoją na ulicy, gdzie ona chciałaby mieć kiedyś mieszkanie i czuje na szyi jego oddech, który zbliża się coraz bardziej w kierunku jej ust.

To wcale nie jest głupie. Ja też za tobą tęskniłam. Bardzo tęskniłam – wyszeptała.

Są takie momenty w życiu spektakularne, ale nie dlatego, że zawierają bajery. One się dzieją najczęściej wtedy, gdy poddajemy się. Przestajemy walczyć, bo zwyczajnie brakuje pomysłu na to co dalej. Przestajemy się burzyć, winić los, płakać. Zaczynamy egzystować. Na te momenty mamy wpływ tylko w części. Bo czy Megi, nie mająca nawet numeru do Niego mogła przypuszczać, że akurat tego dnia zadzwoni? Chciała, żeby pewnego dnia zadzwonił, chciała go zobaczyć, chciała, żeby udowodnił jej, że jest taki jak myślała. Dobry. Momenty spektakularne dzieją się po to, żeby w egzystencję tchnąć życie.

Megi żyje.